Każdy kontroler NIK będzie mógł zbierać informacje na temat pochodzenia rasowego, preferencji seksualnych, poglądów politycznych, wyznania, a nawet gromadzić dane o DNA, nałogach oraz o stanie naszego zdrowia.

Reklama

Skąd takie uprawnienia? Daje je wchodzący w życie 2 czerwca przepis znowelizowanej w 2010 roku ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli - informuje "Polityka". Wszystko opiera się na enigmatycznym artykule 29 ustawy, który w punkcie 2 odsyła do innego artykułu, a ten z kolei wylicza dane szczególnie wrażliwe.

Projekt zmian w ustawie został bez problemu przegłosowany w Sejmie głosami PO, PSL i SLD. Nad nowelą ustawy pracowała w 2008 roku sejmowa komisja ds. kontroli państwowej pod kierownictwem Mirosława Sekuły z PO.

Dla mnie to rzecz przerażająca. Instytucja państwowa może sięgać po dane szczególnie chronione, ale trzeba określić wyraźnie, w jakich sytuacjach. Myślę, że przy tworzeniu tego przepisu nikt się nie zastanowił, jak szeroki zakres danych za nim się kryje. Takich uprawnień nie posiadają nawet funkcjonariusze służb specjalnych – oni, chcąc uzyskać dostęp do danych wrażliwych, muszą przedstawić szczegółowe upoważnienie od przełożonego. W ustawie o NIK takiego zastrzeżenia zabrakło - komentuje była szefowa GIODO dr Ewa Kulesza.

Paweł Biedziak, rzecznik NIK zapewnia, że Izba nigdy nie przeprowadzała i nie zamierza przeprowadzać kontroli, która sięgałaby po zapisy DNA, preferencje seksualne i inne.

Powstaje zatem pytanie po co Izbie tak szerokie uprawnienia? Chodzi o kontrolowanie wydatków na zdrowie

Często te dane są niezbędne do prawidłowego przeprowadzenia kontroli finansowania procedur medycznych. W dokumentacji, po którą sięgają kontrolerzy, pojawiają się bowiem dane pacjentów – tłumaczy Biedziak. – Ale za każdym razem, sięgając po takie informacje, uzasadniamy, do czego są nam potrzebne. Absolutnie ich nie przetwarzamy, nie wprowadzamy nawet do bazy danych NIK - wyjaśnia Biedziak.