Zdaniem księdza dopuszczalne jest zróżnicowane płac na względu na odpowiedzialność, kompetencje, czy efektywność, lecz problemem jest skala tego zróżnicowania.

W czasie, kiedy mówimy o zaciskaniu pasa, premia w wysokości 45 tys. złotych dla jednej osoby - w przeliczeniu na miesięczne zarobki - daje nam kwotę ponad 3 tys. złotych. Do społeczeństwa został wysłany bardzo nieczytelny sygnał. Z jednej strony mówi się o oszczędzaniu a z drugiej strony pokazuje się, że elity polityczne nie chcą uczestniczyć w tym procesie. Wątpliwości budzi także tryb przyznania premii. Z punktu prawnego wszystko wygląda przejrzyście, ale jeśli marszałek przyznaje premie swoim zastępcom, a ci z kolei pani marszałek, to jesteśmy świadkami robienia sobie przysług kosztem państwa. Owszem, byłoby hipokryzją mówienie, że jest to tylko problem tej ekipy rządzącej - mówi ksiądz Adamczyk.

Reklama

Jego zdaniem z taką mentalnością i sposobem myślenia mamy do czynienia w życiu politycznym od dawna

Nie wiem, na ile politycy potrafią dbać o dobro wspólne, to ocenią wyborcą, ale czuję, że potrafią dbać o swoje dobro - przytacza słowa księdza na swojej stronie internetowej "Gość Niedzielny".

Marszałek Sejmu Ewa Kopacz powiedziała na spotkaniu z dziennikarzami, że Sejm nie jest tylko miejscem stanowienia prawa, ale i zakładem pracy. Ona zaś jako marszałek Sejmu ma obowiązek oceniania swoich podwładnych, czyli członków prezydium Izby. Marszałek wysoko oceniła ich pracę i przyznała im nagrody. Ewa Kopacz przypomniała, że nagrody przyznawali też marszałkowie poprzednich kadencji. Uchyliła się jednak od odpowiedzi na pytanie, czy przyznawanie takich nagród jest etyczne w sytuacji, gdy apeluje się do obywateli o zaciskanie pasa.

Ewa Kopacz dostała nagrodę w wysokości 45 tys. zł, a wicemarszałkowie otrzymali po 40 tys. zł.