Dzisiaj otoczenie Morawieckiego niechętnie mówi o oczekiwaniach i celach spotkania. Być może jest to związane z niepewnością, co się uda osiągnąć. – To inauguracyjna wizyta, by się nieco lepiej poznać. Będzie wypełniona głównie kurtuazją. Chodzi o zbudowanie pewnego zaufania i pokazanie nowej retoryki – tłumaczy dr Agnieszka Łada, dyrektor programu europejskiego w Instytucie Spraw Publicznych. – Chcemy pokazać chęć współpracy. A Niemcom bardzo zależy na kooperacji z Polską. Zarówno chadecji, jak i socjaldemokracji. Polska jest dla Berlina ważnym partnerem do rozmów o przyszłości Europy. Niemcy pokazują, że chcą swego rodzaju nowego otwarcia i czekają na odpowiedź z Polski – dodaje.
Jako zaproszenie do poprawy stosunków można interpretować to, że w umowie koalicyjnej pomiędzy CDU/CSU a SPD poświęcono nam jeden akapit, w którym mowa o tym, że polsko-niemieckie partnerstwo ma szczególne znaczenie i że niemieccy politycy chcą rozbudować naszą współpracę. To dobra wiadomość dla Polski, bo może nam pomóc np. walczyć z ideą Europy dwóch prędkości. Jednak na poziomie europejskim nierozwiązana pozostaje choćby kwestia uchodźców. Polski rząd wciąż nie godzi się nawet na przyjęcie symbolicznej liczby cudzoziemców, a kanclerz Merkel mówi o poszukiwaniu solidarnego i europejskiego rozwiązania tej sprawy. Wydaje się jednak, że przy odrobinie dobrej woli i elastyczności znalezienie rozwiązania w najbliższych miesiącach jest możliwe.
Z polskiej perspektywy dobrą wiadomością jest to, że szefem niemieckiego MSZ jednak nie będzie Martin Schulz, a szanse na utrzymanie stanowiska przez dotychczasowego ministra Sigmara Gabriela, zdecydowanego zwolennika budowy gazociągu Nord Stream 2, są określane jako minimalne. Nie zmienia to jednak faktu, że sprawa NS2 mocno różni Berlin i Warszawę. Spółka Nord Stream 2 AG, będąca własnością Gazpromu, pozyskuje kolejne zgody na budowę. Zahamować ją może krytyczne stanowisko Danii.
Reklama
– Utrzymująca się niepewność co do ostatecznej trasy gazociągu może opóźnić realizację projektu, w tym utrudnić uzyskanie do końca marca wszystkich pozwoleń na budowę w Niemczech – komentuje Rafał Bajczuk z Ośrodka Studiów Wschodnich. – W poważniejszy sposób na realizacji projektu mogłaby zaciążyć decyzja USA, które rozważają sankcje przeciwko europejskim firmom współpracującym z Gazpromem przy budowie gazociągu – dodaje.
Kolejną kością niezgody, która ochłodziła nasze relacje, jest sprawa reparacji wojennych. Ale nowy minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz podczas niedawnej wizyty w Berlinie stwierdził, że ta kwestia nie będzie obciążeniem dla wspólnych relacji. – Część obozu rządzącego uważa, że o reparacje należy walczyć dosłownie, że należą nam się pieniądze. Ale część sądzi, że ten temat powinien istnieć jako narzędzie taktyczne. Nie po to, by stosunki polsko-niemieckie zepsuć, lecz by je trochę poprawić, nieco odkładając tę kwestię na bok. Ostatnia wizyta ministra Czaputowicza była tego dobrym przykładem – tłumaczy prof. Stanisław Żerko z Instytutu Zachodniego.
– W ten sposób pokazujemy, że „pojednanie” polsko-niemieckie zostało osiągnięte przez zręczną grę niemieckiej dyplomacji. Że niejako zostaliśmy wystrychnięci na dudka, bo wiele innych krajów otrzymało znacznie większe odszkodowania. Brak odszkodowań w wymiarze odpowiadającym proporcjonalnie polskim stratom i cierpieniom podczas II wojny światowej jest, tak po ludzku mówiąc, wielką krzywdą polskiej strony. I o tym warto mówić wprost – stwierdza ekspert.
Na poziomie deklaracji nie ma za to większych różnic w kwestiach polsko-niemieckiej współpracy wojskowej. Tutaj problemem jest raczej realizacja zobowiązań, jak choćby przyporządkowania po jednym batalionie czołgów dowództwu sąsiada, co ma usprawnić współpracę. Być może ten projekt ruszy z miejsca po odejściu ze stanowiska ministra obrony Antoniego Macierewicza.