Od razu już jedną sprawę sam ten pomysł sygnalizuje: może nie we wszystkich, lecz jednak w większości najważniejszych partii wytworzyła się taka sytuacja, że przywódca, ewentualnie z paroma pomocnikami (czy raczej totumfackimi), jest nie tylko twarzą swojej partii, ale tak naprawdę tworzy prawdziwą reprezentację ugrupowania. Do pewnego stopnia dalsze szeregi, mniej lub bardziej zwarte, to niemal jak dodatek do przywódców!

Reklama

Pogrupować można by polityków, rzecz jasna, w różny, wysoce zabawny sposób. Ot, weźmy po "pijarowsku" takie cechy, jak: wzrost, wiek, waga albo aparycja, nie mówiąc już o ilorazie inteligencji! Zresztą układanka według tego kryterium nie wypadałaby chyba najlepiej dla rządzącego dotąd ugrupowania, nie licząc szefostwa.

Szefostwo - jak się zdaje - byłoby wyjątkowo odosobnione od swoich partyjnych koleżanek i kolegów, ustawionych "na linii" inteligencji! Zapewne jeszcze w dwóch albo i trzech przypadkach partyjnych mielibyśmy podobną sytuację - myślę tu o wodzach biało-czerwonych, by tak skrótowo rzecz określić. Najgorsze, że ta inteligentna koalicja przywódców właśnie się z hukiem zakończyła...

Można sobie też wyobrażać, co by było, gdyby twarzami jednej partii były osoby mniej więcej równe wzrostem i tu - ha! - bliźniacy Kaczyńscy z Aleksandrem Kwaśniewskim, a przy nich nerwowo drobiący Janek Lityński! Toż doprawdy prawdziwe połączenie starego z nowym! A poseł Śpiewak - na szczęście - w porę się wycofał z takiej figury... Za nimi zaś w jednym szeregu Roman G. oraz Lutek Dorn z wziętym do pomocy Piętakiem! Prawdziwa gwardia rewolucyjna, żeby nie wyrzec "zeka"! A, na psa urok!

Reklama

Gdyby do tego włączyć pewne cechy mentalne, to na przykład partia ludzi z poczuciem humoru mogłaby być całkiem, całkiem, tym bardziej że Niesiołowski z Dornem mogliby niezły stworzyć duecik otoczony wdzięcznym kręgiem innych dowcipnisiów, do których od czasu do czasu wpadać by mogli nawet byli prezydenci. A przecież z tyłu, od ucha do ucha uśmiechnięty diabelskim uśmiechem, stać by musiał Miller Leszek, w jednej ręce czerwony, w drugiej biało-czerwony dzierżąc krawacik!

Obecny Pan Prezydent chyba otworzyłby raczej całkiem inny komitet: Komitet Bardzo Ważnych Poważniaków. Przed nim biegliby w pokłonach polityk Szczygło z minister Jakubiak, a prosimy, a prosimy. I tu kwiatek by rzucili pod nogi, tam kuksańca dali tym, co się w porę z należytym szacunkiem z drogi nie usunęli... Układanka w ruchu - jak widać - dodać może wiele zabawie!

Ciekawe, co by było z kolei, gdyby wedle urody i aparycji układankę złożyć partyjną. Ha, i tutaj - oj, niedobrze, niedobrze - idzie w pierwszej parze Olejniczak z Tuskiem, a za nimi zaraz biegnie pociągnięty słońcem oraz solarium Andrzej L., a przecież może i się ścigają z Dużym Romkiem...

Reklama

Niestety, w ostatnich czasach piękne panie jakoś przeszły na dalszy plan polityczny, lecz przecież trzeba zaraz do pierwszej pary przywołać nieodzownie pięknoustą byłą minister z SLD, Jarugę, a i skromna Gęsicka, gdyby wysłać do niej wizażystkę po Kalacie, weszłaby w dobrą komitywę z resztą przystojniaków!

Z drugiej strony można by korowód brzydali ustawić, ale na to, by go opisać, nie odważę się nawet w DZIENNIKU, o nie! Szczerze mówiąc, oczami wyobraźni patrząc, dziwne tam przeplecenie widzę, gdy choć uroda ciała niewielka, to duch piękny, ale też parę przypadków, gdy jedno idzie w parze z drugim... Ale nie ujawnię, oj nie, i powodu do przecieku nie dam!

Gdyby tak spojrzeć, trochę po dziecinnemu, na polskich polityków, to pierwszy z tego morał płynie taki: dla wielu Polaków byłoby to znacznie ciekawsze, niż poważne traktowanie przedstawicieli polskiej sceny politycznej. Kryje się w tym obawa, że na najbliższe wybory pomaszeruje zwartym szykiem tylko niewielka część wyborców, ta właśnie, która do tworzenia szyków szczególnie jest skłonna.

Druga konstatacja jest taka, że z trudem takie dowcipy daje się w Polsce współczesnej układać. Oczywiście, autor, w pierś się bijąc, nie twierdzi, że nie widzi paru dowcipniejszych autorów, którzy zapewne lepiej układankę powyższą by zrobili. Ale trudno nie zauważyć, że poczucie humoru wyparowało z polskiego życia publicznego i z języka - także politycznego.

Słowa są jak cepy albo wybuchające granaty, które mają trupem położyć przeciwnika. Zresztą, przy takich ministrach jak Ziobro, śmiać się jakoś nie chce. Zbyt to wszystko jest ponure... Może się zresztą okazać, że najdowcipniejsza z tego wszystkiego jest nowa gwiazda polskiej polityki, niejaka Nelly wciąż Rokita, przy prezydencie stojąc, dająca wolną rękę kobietom polskim.

To może być jeden z lepszych dowcipów politycznych wyborczego sezonu...Jednak wcale nie zbiera mi się na śmiech, gdy zastanawiam się poważnie nad tym, kto będzie mógł się pośmiać po zakończonych wyborach. Obawiam się, że dowcipem stulecia będzie ponowna wygrana Brata Kaczyńskiego.