Wczorajsza publikacja DZIENNIKA „Warszawa bliżej Berlina” wywołała burzę w Kancelarii Prezydenta. W artykule napisaliśmy, że polska dyplomacja prowadzi nieoficjalne rozmowy ze stroną niemiecką, a ich celem jest przygotowanie wspólnej deklaracji, która ociepliłaby relacje między naszymi krajami. Napisaliśmy też, że rozmowy dotyczą m.in. kwestii niemieckich roszczeń majątkowych.

Reklama

Szczegółowe informacje na ten temat uzyskaliśmy m.in. od wysokiego rangą urzędnika polskiego MSZ. To, że rozmowy rzeczywiście były prowadzone, potwierdził nam prezydencki doradca Marek Cichocki.

Rano Marek Cichocki niespodziewanie stwierdził, że nic takiego DZIENNIKOWI nie mówił. Jest jednak dowód, że było inaczej. Telefoniczną rozmowę z Cichockim dziennikarze nagrali na dyktafon. Gdy Cichocki dowiedział się, że jego słowa zostały zarejestrowane, już taki kategoryczny nie był. Na popołudniowej konferencji prasowej zorganizowanej w Pałacu Prezydenckim bardzo zawile tłumaczył, że - owszem - rozmawiał z nami, ale nic nie mówił o negocjacjach polsko-niemieckich.

Cichocki mija się z prawdą. Oto zarejestrowany fragment jego wypowiedzi w sprawie negocjacji z Niemcami: "Bilateralne rozmowy toczą się. Zarówno w kwestii niefortunnych wypowiedzi po niemieckiej stronie w sprawie dóbr kultury, jak i w kwestii decyzji, które mają zapaść w Strasburgu w sprawie pozwów niemieckich obywateli (o zwrot majątków - przyp. red.). Ten dialog cały czas toczymy. I tam są pomysły, w jaki sposób się do tego odnieść. Obie strony mają poczucie, że bilateralne kwestie zaczynają ciążyć nam wszystkim i domagają się pozytywnego ich rozwiązania".

Reklama

Zapytany przez DZIENNIK o to, w jaki sposób obie strony mogłyby rozwiązać sporne kwestie, Marek Cichocki stwierdził: "Wiem, ale to jest na takim poziomie konsultacji politycznych, na którym trudno mi jest to anonsować. Są toczone rozmowy w sprawie wspólnego przedsięwzięcia w kontekście sądowych rozstrzygnięć dotyczących złożonych pozwów. Chodzi raczej o polityczny sygnał, bo prawnicy już w tej sprawie się wypowiedzieli. Na razie dialog jest bardzo intensywny".

Dużo więcej szczegółów toczonych rokowań uzyskaliśmy z bardzo wysokich rangą polskich źródeł dyplomatycznych. To z nich wynikało - co napisał DZIENNIK - że dyskretne rozmowy mają związek ze zbliżającymi się wyborami. Jak jasno zaznaczono w naszym tekście, Marek Cichocki nie wypowiadał się w tej sprawie. Oto, co powiedzieli, prosząc o zachowanie anonimowości, nasi rozmówcy. Te rozmowy również są nagrane.

"Kanclerz Merkel i prezydent Kaczyński będą w przyszłym tygodniu rozmawiali o wspólnej deklaracji, na pewno będą takie rozmowy. Ale czy coś się z tego pojawi, będzie zależało od tego, czy coś (obie strony - przyp. red.) uzgodnią". Wysoki urzędnik MSZ zapytany, czy kanclerz Niemiec Angela Merkel mogłaby zgodzić się na wydanie oczekiwanej przez polską stronę deklaracji przed wyborami, odpowiedział: "To jest warunek sine qua non".

Reklama

A jaką formę mogłaby mieć negocjowana deklaracja? "Może to brzmieć tak, że rząd niemiecki nie popiera roszczeń. Albo że rząd nie ma roszczeń. Albo że rząd nie ma podstaw prawnych do wysuwania roszczeń. Albo może coś jeszcze innego. Ale niezależnie od tego, jaką formę to przybierze, to będzie znak bardzo pozytywny, jeśli idzie o nasze wzajemne relacje. To jednoznacznie rozstrzygnie wszelkie wątpliwości" - ujawnił jeden z rozmówców DZIENNIKA.

W artykule napisano też, że z inicjatywą spotkania na szczycie wyszła strona polska. Minister w Kancelarii Prezydenta Maciej Łopiński podtrzymywał jednak wczoraj, że polskiego przywódcę zaprosiła Angela Merkel. Tymczasem zastępca rzecznika niemieckiego rządu Thomas Stog mówi co innego. "Dojdzie do tej wizyty na polskie życzenie" - oświadczył na cotygodniowej konferencji.


Jędrzej Bielecki: Czy można teraz spodziewać się jakiegoś gestu (...), który pokaże, że (stosunki Polski -- red.) z Niemcami nie są wcale takie złe?
Marek Cichocki:
(...) nigdy nie jest dosyć pozytywnych sygnałów dla opinii publicznej. (...) Rzeczywistość jest troszeczkę inna, niż ta, która mogłaby wynikać z różnego rodzaju interpretacji prasowych czy politycznych wypowiedzi. (...) Kontakty między politykami niemieckimi a polskimi są, moim zdaniem, naprawdę intensywne.

A jeżeli chodzi o (spotkanie prezydenta z kanclerz) Merkel?
(...) Ta inicjatywa ze strony pani kanclerz pokazuje, że obie strony są zainteresowane, żeby się spotykać. (...) To wynik całego ciągu różnego rodzaju spotkań i rozmów. (...) Zarówno w kwestii niefortunnych wypowiedzi po stronie niemieckiej o dobrach kultury, jak i kwestii decyzji, które mają zapaść w Strasburgu w sprawie pozwów niemieckich obywateli. (...) Mamy różnego rodzaju pomysły, w jaki sposób odnieść się do tych wydarzeń.

Czy mogą one zostać ogłoszone podczas następnego spotkanie (Merkel-Kaczyński - red.)?
Nie sądzę, będzie ono dotyczyć raczej spraw europejskich niż bilateralnych. Ale nie wykluczam, że bilateralne sprawy mogą powrócić. Problem polega na tym, że obie strony mają poczucie, że te bilateralne kwestie zaczynają ciążyć nam wszystkim i jednak domagają się pewnego pozytywnego rozwiązania.

Jak miałoby to wyglądać?

Wiem na czym, ale nie jest to na takim poziomie konsultacji politycznych, na którym można to anonsować. Rozmawiamy ze sobą zarówno w sprawie tego, jak rozwiązać napięcia wokół zwrotu dóbr kultury jak i również są różnego rodzaju rozmowy w sprawie być może współnego przedsięwzięcia w kontekście sądowych rozstrzygnięć dotyczących właśnie złożonych w Strasburgu pozwów.

Czy to by była wspólna deklaracja?
Nie mogę nic szczegółowego powiedzieć. (...) Jesteśmy w okresie przedwyborczym. (...) Tylko tyle, że te rozmowy się toczą, że dyskutuje się tam różnego rodzaju pomysły(...).