Nasi rozmówcy twierdzą, że na pewno nie chodzi o zwykłe odwiedziny syna u ojca. Ich zdaniem Jakub Banaś ma realny wpływ na funkcjonowanie izby, a przede wszystkim na jej politykę kadrową. Zna się z niektórymi wysoko postawionymi pracownikami NIK, którzy objęli stanowiska już za prezesury jego ojca. Do tej pory awanse na funkcje kierownicze odbywały się na zasadzie awansów wewnętrznych. To się jednak zmieniło.
W ostatnich miesiącach ze stołkami pożegnała się większość dyrektorów departamentów z czasów Krzysztofa Kwiatkowskiego. Na ich miejsce – bez konkursu i w charakterze pełniących obowiązki – przychodzą zaufani ludzie Mariana Banasia. Ważne funkcje często obejmują byli policjanci.
Ponadto wprowadzono dużo mniej restrykcyjne zasady naboru kontrolerów. Budzą one wątpliwości nawet u części pracowników izby. Poprosiliśmy NIK o wyjaśnienia i jednocześnie o rozmowę z prezesem Banasiem. "Szeroki zakres poruszonych przez Państwa tematów wymaga od nas sprawdzenia wielu szczegółów. Odpowiedź prześlemy niezwłocznie, po zebraniu wszystkich niezbędnych danych i informacji” – napisało biuro prasowe izby.
Prezes nowego ładu buduje Fort Marian
Marian Banaś poinformował wczoraj, że ogranicza kompetencje dyrektora generalnego NIK i domaga się jego dymisji
Szef NIK jest w sporze z PiS. Izba dla partii rządzącej jest jedną z niewielu instytucji, na które nie ma bezpośredniego wpływu. Marian Banaś odebrał swojemu zastępcy Tadeuszowi Dziubie, którego wskazało Prawo i Sprawiedliwosć, nadzór nad kontrolami. Oficjalnie za próby łagodzenia wyników kontroli dotyczącej KPRM. Niedawno posłowie opozycji odnieśli do NIK dokumenty w sprawie transakcji zawieranych przez resort zdrowia.
Z drugiej strony ten spór to efekt zarzutów i faktów ujawnionych w kontekście wątpliwości wobec jego oświadczeń majątkowych i sprawy krakowskiej kamienicy ujawnionej w reportażu "Superwizjera" TVN oraz prób odwołania Banasia przez PiS.
Wymiana kadrowa
Dziś szef NIK coraz bardziej umacnia swoją pozycję. Osoby, nieraz od lat związane z Izbą, kreślą ponury obraz tego, co dzieje się w tej instytucji epoki Banasia.
– To nie jest już instytucja, którą tworzyli prof. Pańko i prof. Lech Kaczyński. Nie ma tygodnia, by prezes nie dokonywał zmian kadrowych – mówi jeden z naszych informatorów.
Największe kontrowersje budzi polityka kadrowa wobec dyrektorów departamentów. To kluczowe jednostki, bo za ich pośrednictwem (oraz delegatur) prowadzone są kontrole. Nasze źródła potwierdzają, że za prezesury Mariana Banasia do zmian doszło już w 9 z 14 departamentów (w tym bardzo istotnych z punktu widzenia funkcjonowania NIK, m.in. metodyki kontroli i rozwoju zawodowego, strategii, porządku i bezpieczeństwa wewnętrznego oraz prawnym i orzecznictwa kontrolnego). O zmianach pisała także "Rzeczpospolita". W każdym powołano pełniących obowiązki dyrektorów, a więc bez procedury naboru wewnętrznego. Zdaniem naszych rozmówców to sposób na obsadzenie stanowisk zaufanymi ludźmi i jednocześnie trzymanie ich pod kontrolą (p.o. dyrektora dużo łatwiej odwołać, kadencja dyrektora na kon trakcie trwa 5 lat).
– Zawsze była zasada awansów wewnętrznych na te stanowiska. Dyrektor departamentu to nie jest ot taki sobie urzędnik. Żeby zostać dyrektorem, trzeba być partnerem dla kontrolerów, znać procedury – mówi nam osoba z NIK. Z kolei urzędnik MF zwraca uwagę, że szeroka wymiana kadrowa była znakiem firmowym Banasia jako wiceministra finansów.
W NIK trwa również desant byłych policjantów na ważne stanowiska. Pisał o tym już wcześniej TVN24.pl. Jednym z nich jest Janusz Pawelczyk, były komendant policji w Ostrołęce, który wygrał konkurs na radcę prezesa NIK. Zna się on z Jakubem Banasiem z czasów pracy w Pekao SA. Z kolei dyrektorem Biura Gospodarczego został Piotr Byra, były zastępca komendanta stołecznej policji. Przeszłość policyjną ma także Dariusz Błachnia (kierujący Biurem Organizacyjnym), a nawet nowy szef ochrony NIK. – Część z tych znajomości to zapewne efekt kontaktów Banasia na poprzednio sprawowanych funkcjach, nadzoru nad administracją skarbową – podejrzewa nasz rozmówca.
Przy okazji Marian Banaś okroił kompetencje dyrektora generalnego NIK. Wczoraj pojawiła się informacja, że domaga się jego dymisji. W zarządzeniu wydanym 16 lipca, do którego treści dotarł DGP, Marian Banaś napisał, że prezes NIK sprawuje bezpośredni nadzór nad departamentami metodyki, prawnym, strategii i nad biurami gospodarczym, organizacyjnym i informatyki. Do tej pory biura nie były pod nadzorem prezesa, a dyrektora generalnego. Teraz Marian Banaś przejmuje kontrolę nad kluczowymi jednostkami zajmującymi się obsługą administracyjną NIK.
Kontroler z wolnej ręki
Kolejną kwestią są zmiany w naborze kontrolerów. Do niedawna obowiązywała trzyetapowa procedura. W pierwszym etapie sprawdzano wnioski chętnych zgłaszających się na nabór. Bardzo ważny był jednak drugi. Kandydaci mieli egzamin testowy, w którym musieli się wykazać wiedzą dotyczącą funkcjonowania państwa, rozwiązać zadania kontrolne czy wykazać się znajomością języka, jeśli taka potrzeba wynikała ze stanowiska, na jakie prowadzono nabór. Ostatnim etapem była rozmowa kandydatów z komisją w składzie minimum pięciu osób. Kilku kandydatów, którzy uzyskali najlepsze wyniki, było przedstawianych prezesowi do podjęcia decyzji. Z reguły wygrywała osoba, która otrzymała najwięcej punktów. Ale ostatnio prezes NIK zmienił zarządzenia swojego poprzednika Krzysztofa Kwiatkowskiego, powołując się na obowiązujący stan epidemii i zagrożenie COVID-19. Zliberalizował wymogi i w efekcie nie ma już testu, na którym odpadała spora część chętnych. Do tego po zmianach komisja może działać w znacznie okrojonym składzie, nawet dwuosobowym. I choć te zmiany wprowadzono w związku z COVID-19, to zdaniem naszych rozmówców dają prezesowi duże możliwości naboru do NIK zaufanych ludzi.
Odwołać się nie da
Te ruchy kadrowe w NIK toczą się obok sporu PiS z Banasiem, który doniósł na swojego zastępcę do prokuratury i chce, by marszałek Sejmu zgodziła się na jego odwołanie. Zarzuca mu ingerencję w pracę kontrolerów, co opisał portal Onet.pl. Politycy PiS mówią nam, że takiej zgody nie będzie. Wiele wskazuje, że konflikt będzie narastał. PiS zastanawia się, czy są szanse na odwołanie prezesa, którego zaledwie niepełny rok temu sam wskazał. – Myślimy o tym, ale nie uda się to bez wsparcia opozycji, zapewne potrzeba zmiany konstytucji – mówi nam polityk PiS. Opozycja z kolei liczy, że spór osłabi PiS, bo skonfliktowany z nim utrudni życie rządu.