Wprowadzenie jednoznacznej zasady, że samorządy mogą dotować zbiórkę i przetwarzanie odpadów, oznacza zniesienie lub modyfikacje art. 6r ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Rząd liczy, ze dzięki temu przy ustalaniu stawek samorządy nie będą już mogły zasłonić się argumentem, ze system musi się sam bilansować.
Punktem zapalnym stała się Warszawa. W kwietniu w stolicy wszedł w życie nowy mechanizm naliczania opłat za śmieci. Ich wysokość zależy od zużycia wody. W wielu przypadkach oznacza to nawet ponad 100 proc. podwyżki. Resort klimatu i środowiska już wcześniej zapowiedział wprowadzenie maksymalnych opłat za śmieci dla gospodarstw domowych, które byłyby rozliczane według tej metody. Samorządy przekonywały, ze ustalenie takich limitów spowoduje, ze zbiórka odpadów w wielu gminach stanie się deficytowa. A zgodnie z prawem samorządy nie mogą tego deficytu pokrywać. Stad kolejny pomysł rządu, o którym mówi nam wiceminister klimatu i środowiska Jacek Ozdoba: po zmianie przepisów gminy mogłyby dopłacać do gospodarki odpadami.
Z jednej strony ma to pozbawić samorządy jednego z podstawowych argumentów uzasadniających podwyżki (samobilansowanie). Z drugiej – ma to być zerwanie z pewna fikcja prawna, bo już dziś cześć gmin dokłada do systemu. Jak wynika z naszych informacji, projekt może zostać wniesiony jako inicjatywa poselska lub poprawka do procedowanych właśnie w Sejmie rozwiązań. W takim przypadku mógłby zostać uchwalony jeszcze przed końcem wakacji i wejść w życie w tym roku. Samorządy oceniają, ze koszty zmian w gruncie rzeczy również poniosą mieszkańcy, bo dotacje będą oznaczać mniej pieniędzy, np. na gminne inwestycje. Wskazują, ze alternatywa są większe opłaty dla producentów opakowań, których nie można poddać recyklingowi.