W jaki sposób odwrócić postępującą korozję państwa prawa? Delikatnie mówiąc, nie będzie łatwo. Zmiany, które przeprowadził PiS, poszły bardzo daleko i wywołały trudne do odwrócenia skutki. Nie da się stwierdzić, że z dniem tym a tym przywraca się stan prawny sprzed października 2015 r. Od tamtego czasu wadliwie powołani sędziowie wydali liczne wyroki, dublerzy w TK orzeczenia, a ustawy uchwalone w sposób urągający wszelkim zasadom prawidłowej legislacji weszły dawno w życie i wpłynęły na nasze codzienne funkcjonowanie. Liczne skutki „reform” trzeba będzie niestety przyjąć do wiadomości i je utrzymać. Z kolei twórcze naprawianie błędów PiS-u nie zawsze będzie możliwe… zgodnie z prawem. Paradoks polega na tym, że zmian niezbędnych dla przywrócenia praworządności nie da się obecnie przeprowadzić w 100 proc., trzymając się litery konstytucji czy ustaw. (…)
Jeżeli chcemy przywrócić praworządność, to powinniśmy zadbać o to, by cel nie uświęcał środków, i poszukać takich rozwiązań, które same w sobie będą zgodne z zasadami państwa prawa. W debacie publicznej pojawiają się różne propozycje działań, zasadniczo można je podzielić na opcje krajowe i unijne. W ramach tych pierwszych najoczywistsze i najprostsze są odpowiednie zmiany legislacyjne, naprawiające obecne wady prawne. Problem z tego typu rozwiązaniami polega jednak na tym, że rodzą one największe ryzyko wpadnięcia w pułapkę celu uświęcającego środki. Odwracanie bezprawnych nominacji personalnych może bowiem samo w sobie również być bezprawne, co z kolei spowoduje, że będziemy mieli znów okazję do kwestionowania tych działań w przyszłości, a także ryzyko nadużyć ze strony nowej władzy, która pod pretekstem „przywracania praworządności” może zbytnio zapędzić się w rewolucyjnym zapale sprzątania po PiS-ie. Inną opcją jest naprawianie wady prawnej za pomocą orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, co z kolei wymagałoby najpierw uzdrowienia samego TK. Jak widać, te opcje krajowe są problematyczne, dlatego opozycja wobec obozu „dobrej zmiany” bardzo duże nadzieje wiąże z ingerencją instytucji unijnych, które poprzez orzeczenia TSUE wymusiłyby poprawki.

Jeżeli chcemy przywrócić praworządność, to powinniśmy zadbać o to, by cel nie uświęcał środków, i poszukać takich rozwiązań, które same w sobie będą zgodne z zasadami państwa prawa

Reklama
I tu pojawia się spór, na pierwszy rzut oka bowiem wcale nie jest oczywiste, że TSUE ma prawo w ogóle tymi sprawami się zajmować. Jak słusznie wskazują przeciwnicy ingerencji organów UE w sprawę naszych reform wymiaru sprawiedliwości, do kompetencji organów unijnych nie należy ustalanie, jaki ma być ustrój sądownictwa w poszczególnych krajach członkowskich. Trybunał - zgodnie z Traktatem o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE) - powinien jednak dbać o praworządność w poszczególnych państwach. W myśl art. 19 Traktatu o Unii Europejskiej TSUE zapewnia poszanowanie prawa w wykładni i stosowaniu traktatów. Jednocześnie na podstawie tego samego przepisu państwa członkowskie zostały zobowiązane do ustanowienia środków zaskarżenia niezbędnych do zapewnienia skutecznej ochrony sądowej w dziedzinach objętych prawem Unii. Skoro zatem któreś z państw nie zapewnia skutecznej ochrony sądowej (a więc np. funkcjonujące w nim sądy nie są niezawisłe), to znaczy, że nie wywiązuje się ono z tego obowiązku i tym samym TSUE ma prawo zareagować. Zwłaszcza że w art. 2 TFUE państwo prawne zostało zaliczone do katalogu głównych unijnych wartości. Ma to znaczenie niebagatelne także dla funkcjonowania samej Unii - choćby wtedy, gdy sąd danego kraju ma zdecydować, czy może przekazać oskarżonego do innego kraju domagającego się jego ekstradycji na podstawie europejskiego nakazu aresztowania, czy też gdy istnieją obawy, że dane państwo nie będzie radziło sobie z korupcją przy rozdziale środków unijnych. W ocenie TSUE w przypadku Polski to właśnie sposób przeprowadzania i treść reform sądownictwa dokonanych przez rząd PiS-u ma być pogwałceniem zasady praworządności. Ocena, czy tak jest rzeczywiście, jest przynajmniej w niektórych aspektach zmian w dużej mierze kontekstualna, bo podobne rozwiązania jak te, które wprowadzono w Polsce po 2015 r., funkcjonują także w innych krajach. Trzeba by więc wykazać, że akurat w polskim przypadku naruszają one praworządność, a w hiszpańskim, holenderskim czy niemieckim już nie. Aby to zrobić, TSUE musi wypłynąć na wody, które były dla niego do tej pory niedostępne.
Reklama