Zdaniem Tuska, większość obserwatorów oraz duża część opinii publicznej zastanawia się dlaczego, po tych wszystkich katastrofach, klęskach, kompromitacjach władzy, PiS ma ciągle 30 proc. poparcia w sondażach politycznych. Nie miejmy żadnych wątpliwości, PiS-owi udało się różnymi metodami: agresywną propagandą, używaniem państwa, jakby do budowania swojego elektoratu i poprzez prowokowanie takich bardzo ostrych emocji i podziałów - zbudować takie dość trwałe poparcie 25 może nawet 30 proc. - powiedział Tusk w piątek w TVN24.
Jak wskazał, mówi o tym dlatego, żeby nikomu nie robić złudzeń. Dla partii opozycyjnych i dla tych wszystkich, którzy chcą zmiany, którzy chcą odsunięcia PiS-u od władzy, musi być jasne dzisiaj - i chciałbym, żeby to wszyscy zrozumieli - że przed nami gigantyczna praca. Nic nie jest zagwarantowane - podkreślił lider PO.
Polska jak Ameryka Trumpa
Jego zdaniem, w Polsce jest trochę tak, jak w Ameryce Donalda Trumpa. Mimo jednego, wielkiego ciągu kompromitacji, ten podział spowodował, że wyniki wyborów były niewiadome do ostatniego momentu" - tłumaczył. "I w Polsce trzeba wykorzystać każdy dzień, trzeba bardzo ciężko pracować, trzeba być wśród ludzi, żeby przekonać do swoich racji, bo nic nie jest gwarantowane. PiS nie przegra tylko dlatego, że w Polsce jest źle - wskazał Tusk. Jego zdaniem, PiS musi mieć konkurenta, który naprawdę walczy.
Według opublikowanego w czwartek na stronie TVN24 sondażu Kantar dla TVN24 i "Faktów" TVN, Zjednoczona Prawica może liczyć na poparcie 29 proc., zaś Koalicja Obywatelska na 27 proc. Na trzecim miejscu znalazła się Polska 2050 z poparciem 13 proc. W Sejmie znalazłyby się jeszcze Konfederacja z 8 proc. poparciem i Lewica z 7 proc. poparciem.
W porównaniu z badaniem Kantar przeprowadzonym tą samą metodą w drugiej połowie czerwca poparcie dla Zjednoczonej Prawicy spadło o 2 punkty procentowe, zaś dla KO wzrosło o 1 punkt procentowy. Z kolei poparcie dla Polski 2050 wzrosło o 3 punkty procentowe, dla Konfederacji wzrosło o 2 punkty procentowe, zaś Lewicy spadło o 1 punkt procentowy.
"PO nie idzie do władzy po to, żeby ludziom zabierać"
Obowiązkiem władzy jest wywiązywanie się z własnych zobowiązań, obietnic, przyrzeczeń. Obowiązkiem opozycji jest krytykowanie władzy, wtedy, kiedy nie wywiązuje się z tego, co obywatelom obiecała"- powiedział w piątek w TVN24 lider PO Donald Tusk. Dodał, że dziś opozycja jest od tego, żeby przygotować władzę, dzięki której nie będzie takiej inflacji. Najważniejszą rzeczą jest to, żeby do władzy doszły te środowiska, które umieją zajmować się gospodarką i finansami, tak, żeby inflacja nie zżerała ludziom pieniędzy, a efektem rządów PiS jest to, że Polacy biednieją właściwie z miesiąca na miesiąc i trzeba im to zrekompensować - ocenił Tusk.
Lider PO zaznaczył, że PO nie idzie do władzy po to, żeby ludziom zabierać. Platforma idzie do władzy po to, żeby zabezpieczyć ludzki byt, żeby zabezpieczyć polskie rodziny przed upadkiem wartości pieniądza - zadeklarował.
Tusk odniósł się także do jednej ze swoich wypowiedzi, w której mówił o 20-proc. podwyżkach dla nauczycieli i sfery budżetowej. Na uwagę, że po tej wypowiedzi "suchej nitki" nie zostawił na nim prof. Leszek Balcerowicz, zaznaczył, że nie spodziewał się innej reakcji. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby prof. Balcerowicz stanął do politycznej walki o to, żeby jego poglądy zwyciężyły - powiedział.
Na pytanie o to czy takie obietnice są realne odparł, że realne jest to, że polska nauczycielka, pracownik sfery budżetowej, pracownik socjalny w dowolnej gminie dzisiaj zarabia w okolicach płacy minimalnej". "Sama inflacja do końca tego roku zeżre więcej pieniędzy polskiej rodzinie niż te 20 proc. - ocenił. Na uwagę, że część posłów PO wypowiada się w innym tonie, np. posłanka Izabela Leszczyna, czy poseł Tomasz Lenz, który zaproponował, by w ramach walki z inflacją czasowo zawiesić dodatkowe świadczenia dla emerytów, odpowiedział: Jestem szefem Platformy Obywatelskiej i pan poseł Lenz więcej takiej nieprzemyślanej wypowiedzi nie udzieli.
autorzy: Aneta Oksiuta, Marcin Chomiuk