Kandydat PO wziął się do budowania swojego wizerunku zaraz po objęciu fotela marszałka. Stał z boku głównego nurtu polityki PO, nie wikłał się w spory Tuska ze Schetyną. Jak ognia starał się uniknąć podejrzenia o tworzenie frakcji w partii. Wszystko po to, by nie być posądzonym o posiadanie własnych ambicji. Taki ruch musiał doprowadzić do zderzenia z Tuskiem, a takiej konfrontacji nikt nie wygrał.

Reklama

Komorowski jako pragmatyk robił więc swoje na boku, a jako marszałek miał duże możliwości. Jeździł po Europie, spotykał się z najważniejszymi politykami UE, otwierał wystawy. I budował się jako mąż stanu. No i na wszystkie wyprawy zabierał grupę dziennikarzy, z którymi chętnie rozmawiał przy szklance piwa. Te zręczne działania przynosiły skutek. Marszałek wspiął się na szczyt społecznego zaufania. Dziś ufa mu ponad 60 proc. Polaków.

– Byłby idealnym kandydatem na prezydenta, gdyby, jak w Niemczech czy Czechach, głowę państwa wybierał parlament – mówi dr Rafał Chwedoruk, socjolog z UW. – Jako polityk opanowany i niekontrowersyjny mógłby pełnić dostojnie tę funkcję.

Jako polityk gabinetowy nie musiał pokazywać cech przywódczych. Stawiał na grę zespołową, co jest wielką zaletą w czasie trwania kadencji. Wybory rządzą się jednak innymi zasadami.

...czytaj dalej

Reklama



Komorowski musiał stawić czoła tłumom. I okazało się, że nie jest politykiem wiecowym. – Jest niewyrazisty, a jego talenty polityczne nie są takie, jak wskazywałaby na to popularność – przyznaje Chwedoruk.

Reklama

Seria jego wpadek bardzo dziwi Romualda Szeremietiewa, byłego wiceministra obrony, który współpracował z Komorowskim. – Wcześniej nie zdarzały mu się takie luki w wiedzy czy lapsusy – przyznaje Szeremietiew. – Został co prawda skreślony z seminarium doktoranckiego, ale to przecież nie to samo – dorzuca.

Metamorfozę zaczęły przechodzić także poglądy Komorowskiego. 20 lat temu bliski był mu Antoni Macierewicz, a jeszcze cztery lata temu Jan Rokita, ludzie, dla których koalicja z SLD była herezją. W ubiegłym roku zaczął mówić o koalicji z lewicą. W tej kampanii zaprzecza założeniom ekonomicznej polityki PO: sprzeciwia się urynkowieniu służby zdrowia czy reformie KRUS-u.

Ale jako polityk o niezwykłych zdolnościach adaptacyjnych i na tym polu zaczął odnosić sukcesy. Złapał rytm. Wygrał pierwszą debatę z Kaczyńskim, przestał grzęznąć w banalnych, antypisowskich grach słownych, skupił się na budzeniu pozytywnych emocji. To pozwoliło mu przejąć inicjatywę na finiszu.

Choć przegrał drugą debatę z liderem PiS, to energia z niego nie uszła. Tuż przed ostateczną rozgrywką o prezydenturę zobaczyliśmy innego człowieka i innego polityka. Choć nie znamy jego poglądów, bo nie wiemy, czy prawdziwe są te z prawyborów w PO, czy z kampanii prezydenckiej, to udało mu się przełamać mentalność polityka drugiego szeregu.