Nie ma dziś ważniejszego tematu w amerykańskich gazetach. Pierwsze strony pełne są wstrząsających opisów masakry na uniwersytecie Virginia Tech w Stanach Zjednoczonych. Młody Chińczyk zastrzelił tam ponad 30 osób, a na końcu popełnił samobójstwo.

To największa taka tragedia w historii USA. W szoku są władze uczelni i studenci. Rektor Virginia Tech, Charles W. Steger, przyznał w rozmowie z "Washington Post", że brakuje mu słów i sił na opisanie lub zrozumienie tej krwawej rzezi. Studenci, którzy byli świadkami masakry, jeszcze nie są w stanie normalnie rozmawiać. Nie mogą pojąć, co się stało na ich uczelni.

Rektor zalecił całej uczelnianej społeczności ścisłą współpracę z policją przy wyjaśnianiu, jak doszło do tej niewyobrażalnej tragedii.

Amerykańska gazeta opisuje szczegółowo przebieg strzelaniny. Cytuje bardzo wielu świadków. Jeden z nich relacjonuje, jak napastnik wtargnął do sali, gdzie odbywały się zajęcia z języka niemieckiego. W obu dłoniach miał broń. Z zimną krwią wycelował w głowę profesora prowadzącego zajęcia i strzelił. Mężczyzna zginął na miejscu. Młody Azjata w tej samej sali zabił też kilkoro studentów. Niektórych stawiał pod ścianą i w milczeniu wykonywał egzekucję. Zabójca wyszedł z sali, ale próbował do niej wrócić po kilkunastu minutach. Pozostali studenci jednak zdołali zablokować drzwi, tylko dlatego uszli z życiem.

Gazeta podkreśla, że w trudnych chwilach studenci i ich rodzice są bardzo solidarni. Jak tylko usłyszeli, co się stało, zaraz zaczęli do siebie dzwonić i wspierać się nawzajem. To prawdziwy krąg przyjaźni, popierany bardzo mocno przez zwykłych mieszkańców USA wstrząśniętych tragedią - pisze "Washington Post". Na uczelnię masowo przyjeżdżają teraz rodzice - chcą zobaczyć swoje dzieci i upewnić się, że nic im się nie stało. Przyjeżdżają tam również ci rodzice, którzy muszą odebrać zwłoki swoich dzieci... W miejscach, gdzie ginęli studenci i wykładowcy, palą się znicze.

Do tej pory nie jest jasne, dlaczego napastnik strzelał. Podobno szukał swojej byłej dziewczyny i zabijał w miłosnym szale. "To nie jest tak ważne, jak to, dlaczego tak łatwo zdobył broń" - mówi w gazecie "New York Times" Josh Horwitz, szef koalicji na rzecz ograniczenia dostępu do broni. I podkreśla, że stan Wirginia, w którym doszło do masakry, ma pod tym względem jedne z najbardziej liberalnych przepisów w USA.

Z kolei w "Los Angeles Times" studenci z Virginia Tech pytają, dlaczego władze uczelni wcześniej nie zamknęły uniwersyteckiego kampusu. Zaraz po pierwszych strzałach. Przecież napastnik grasował na terenie uczelni ponad dwie godziny!

Amerykańskie gazety przypominają podobne strzelaniny na uczelniach w Stanach. W 1966 roku na Uniwersytecie Teksasu strzelał do studentów napastnik, który ukrył się w wieży zegarowej. Zanim zabili go policjanci, od jego kul zginęło 16 osób. Głośno też było o masakrze dokonanej przez dwóch uczniów szkoły w mieście Littleton. W 1999 roku zastrzelili tam dwunastu swoich kolegów i nauczyciela, po czym popełnili samobójstwo.