Dlaczego nie zamknięto kampusu i nie wezwano policji od razu po pierwszym ataku szaleńca? Dlaczego studenci dostali ostrzeżenie tak późno? Czy gdyby policja od razu wkroczyła do akcji, a kampus ewakuowano, Koreańczyk zabiłby tak wiele osób? Te pytania stawiają i studenci, i rodziny ofiar, i mieszkańcy Stanów Zjednoczonych, którzy wciąż nie mogą się otrząsnąć po tragedii.
Odpowiedzi będzie szukać specjalna niezależna komisja, powołana przez gubernatora stanu Wirginia - Tima Kaina. Nie należy się spodziewać, że dochodzenie szybko da efekty. Członkowie komisji muszą przeanalizować bardzo dokładnie postępowanie władz uczelni i uczelnianej policji. Rektor Virginia Tech tłumaczy, że pierwsze strzały potraktowano jako incydent i nikt nie mógł przewidzieć, że szaleniec wróci i będzie jeszcze zabijał.
Student z Korei pierwszy raz zabił ok. godz. 7.15. Zginęły wtedy dwie osoby. Potem zniknął. Pojawił się znowu ponad dwie godziny później i zaczął zabijać innych. Dopiero wtedy do studentów dotarły pierwsze listy elektroniczne od władz uczelni z ostrzeżeniem o strzelaninie i policyjnej akcji. Koreańczyk zabił 32 osoby, na końcu siebie.