"Łukaszenka nie wyzbył się fascynacji Stalinem i robi wszystko, by go wybielić" - twierdzą opozycjoniści. "Na początku lat 90., kiedy archiwa były na krótki czas odsłonięte, KGB oficjalnie potwierdziło, że w Lesie Szczakatowskim odbywały się masowe egzekucje i że zginęło w nich co najmniej 5 tys.osób. Dwa dni temu byłem na miejscu: żołnierze poszukiwali "ofiar nazistów". To skandaliczne przekłamywanie historii" - powiedział DZIENNIKOWI działacz opozycji z Homla, Aleś Karnijenka.

Reklama

"Wyniki poprzedniej ekshumacji w Homlu z roku 1997 definitywnie potwierdziły, że w tym miejscu ludzi mordowało NKWD" - twierdzi szef społecznej komisji upamiętniania ofiar masowych mordów, Ihar Kuzniecou. "To, że władza używa wojska, ma jasny podtekst: armia przeprowadza ekshumacje wyłącznie ofiar I i II wojny światowej. Skoro ofiary z Lasu Szczakatowskiego to "ofiary wojny", oznacza to, że zamordowali ich Niemcy. Będą teraz twierdzić, że to partyzanci albo żołnierze, którzy zginęli w trakcie walk o Homel" - twierdzi.

Białoruś była teatrem odrażających zbrodni stalinowskich. Ich czarnym symbolem jest las w Kuropatach na obrzeżach Mińska. Prokuratura już dwa razy na osobiste polecenie Łukaszenki badała tam groby, próbując udowodnić, że zbrodni tej dokonali naziści. W pewnym momencie reżim postanowił, że skoro nie da się uniewinnić Stalina, o Kuropatach należy po prostu zapomnieć - część grobów zniszczono, budując na ich miejscu obwodnicę miejską. Protestujący opozycjoniści zostali pobici przez milicję.

Reżim Łukaszenki jest zafascynowany sowiecką Białorusią, a sam dyktator nie kryje swojego podziwu wobec Stalina. W podręcznikach do historii brak wzmianek o zbrodniach, które - zdaniem niezależnych historyków - kosztowały życie 1,5 mln mieszkańców Białorusi. Brak też jakiegokolwiek potępienia sowieckiego reżimu. Wprost przeciwnie - po ZSRR Łukaszenkowska Białoruś przejęła hymn, flagę, terminologię wojskową i jako jedyna była republika nie przemianowała swoich służb specjalnych - nadal nazywają się KGB, a ich patronem jest Feliks Dzierżyński.

Reklama

"Białorusią kierują wierni spadkobiercy enkawudzistów. Już wielokrotnie bronili działań krwawego reżimu stalinowskiego i będą ich dalej bronić - mówi DZIENNIKOWI białoruski intelektualista Lawon Barszczeuski.
Do dziś nikt nie jest w stanie jednoznacznie ocenić, ilu mieszkańców Białorusi straciło życie w czasach stalinowskich. "Ich liczba może przekraczać milion" - mówi DZIENNIKOWI Tacciana Proćka z Białoruskiego Komitetu Helsińskiego.

Ówczesna Białoruska Socjalistyczna Republika Sowiecka w przededniu II wojny światowej miała zaledwie parę milionów ludności - oznacza to, że z rąk reżimu zginęło ponad 20 proc. jej mieszkańców. Reżim Łukaszenki nigdy jednak nie uwierzy w te liczby. Oficjalne władze milczą na temat kontrowersyjnej ekshumacji.