Jak pisze "Fakt", 70-letni Gerhard i 64-letnia Renate od prawie pół wieku byli szczęśliwą parą. Jednak dwa lata temu los przestał im sprzyjać. Oboje, niemal jednocześnie podupadli mocno na zdrowiu. Okazało się, że Gerhard ma raka prostaty. Operacja uratowała mu życie.

Reklama

Gdy on dochodził do zdrowia, jego żona nikła w oczach. Potworne bóle brzucha nie dawały jej żyć. Kilka miesięcy temu trafiła do szpitala. Lekarze nie mieli wątpliwości: kobieta ma raka żołądka. "Na operację jest już za późno" - orzekli.

Dla Renate był to wyrok śmierci. "Widziałem jej smutne oczy. Straciła wszelką nadzieję" - wspomina Gerhard. "Nie chcę już żyć. Chcę rzucić się z naszego mostu" - powiedziała pewnego dnia do męża. Ten "nasz most" to berliński most, na którym 50 lat temu Renate poznała Gerharda, miłość swego życia.

Późnym wieczorem pod koniec lipca przyjechali właśnie w to miejsce. Renate była już tak słaba, że poruszała się tylko na wózku inwalidzkim. Długo wspominali swoje życie, swoją miłość. Płakali i tulili się do siebie. "Chcę to zrobić teraz" - powiedziała nagle Renate, przerywając rozmowę. Była godzina 23.30. Gerhard bez słowa wypchnął żonę w czarną otchłań. Kobieta zginęła na miejscu.

Reklama

"Już jest jej dobrze" - mówi spokojnie Gerhard L. Przekonuje, że sam też chciał podążyć za swoją żoną, ale przeszkodzili mu przypadkowi przechodnie. Niemców bardzo poruszyła ta historia. Ale mimo tragicznych okoliczności, wielu jednak dziwi zachowanie prokuratorów, którzy nie wszczęli, chociażby wyjaśniającego, postępowania w tej sprawie.