Na początku tego roku Angela Merkel wezwała do "narodowej mobilizacji" w celu usunięcia z kraju imigrantów, którym odmówiono azylu lub innej formy ochrony. Kto nie ma prawa do przebywania (na terytorium Niemiec), ten musi zostać odesłany (do kraju pochodzenia) - oświadczyła Merkel w styczniu podczas zjazdu Niemieckiego Związku Urzędników Państwowych w Kolonii.

Reklama

Przedstawiając program swojego rządu na początku roku, w którym odbędą się wybory parlamentarne, Merkel podkreśliła, że imigranci, którym przyznano azyl, muszą zostać objęci programem umożliwiającym im szybką integrację, zaś ci, którym odmówiono schronienia, "muszą opuścić nasz kraj". Szefowa rządu przyznała samokrytycznie, że w przeszłości oba zadania nie były realizowane.

Jeszcze dobitniej niemiecka kanclerz wyraziła się na zamkniętym posiedzeniu zarządu swojej partii, Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej CDU. W najbliższych miesiącach najważniejsze są trzy sprawy: repatriacja, repatriacja i jeszcze raz repatriacja - powiedziała, jak wynika z przecieków, swoim kolegom partyjnym.

Zapowiadając bardziej zdecydowaną politykę wobec obcokrajowców, szczególnie tych, którzy przebywają nielegalnie w Niemczech lub weszli w kolizję z prawem, Merkel chce wyjść naprzeciw krytykom jej polityki migracyjnej i zwiększyć w ten sposób swoje szanse na reelekcję w wyborach do Bundestagu 24 września.

Brak skuteczności w egzekwowaniu nakazu opuszczenia Niemiec przez osoby bez prawa pobytu jest piętą achillesową niemieckiej polityki migracyjnej.

Jak podawały niedawno niemieckie media, w Niemczech przebywa ponad pół miliona cudzoziemców, którym odmówiono azylu i które z różnych powodów nie opuściły dotychczas kraju. Część z nich jest "tolerowana" przez władze, ponieważ nie można ich deportować do krajów pochodzenia ze względu na panujące w nich warunki, groźbę tortur lub wojnę. Przeszkodą jest też brak dokumentów, a czasami odmowa przyjęcia przez kraj pochodzenia. Nie brak też osób, które ukrywają się lub przedstawiają "lewe" zwolnienia lekarskie.

Pomimo licznych trudności liczba osób deportowanych stopniowo wzrasta. W 2015 roku z Niemiec do krajów pochodzenia odesłano 20 tys. osób - dwa razy więcej niż rok wcześniej. W 2016 roku było ich już 25 tys. Szef MSW Thomas de Maiziere zapowiedział, że w tym roku chce odesłać 100 tys. imigrantów.

Reklama

Preferowanym przez starające się unikać drastycznych scen władze sposobem pozbycia się nielegalnych imigrantów są wyjazdy dobrowolne. Cudzoziemcy, którzy decydują się na to, otrzymują od niemieckiego rządu pomoc finansową na zagospodarowanie się. Ta forma wyjazdu z Niemiec wykorzystywana jest chętnie przez mieszkańców Bałkanów Zachodnich. Dwa lata temu dobrowolnie z Niemiec wyjechało 37 tys. osób, w zeszłym roku było ich ponad 50 tys.

Okolicznością utrudniającą deportacje jest federalna struktura niemieckiego państwa. Za deportacje cudzoziemców odpowiedzialne są władze 16 krajów związkowych tworzących Republikę Federalną Niemiec.

Aby poprawić skuteczność, rząd postanowił utworzyć kierowany przez MSW centralny ośrodek wsparcia powrotów, którego zadaniem będzie koordynacja akcji deportacyjnych. Ośrodek ma też wspierać władze landów w pozyskiwaniu dokumentów potrzebnych do wydalenia. Planowane jest ponadto utworzenie ośrodków, do których mieliby być kierowani imigranci przeznaczeni do odesłania. Cudzoziemcy uznani za zagrożenie dla bezpieczeństwa będą mogli być przetrzymywani w areszcie deportacyjnym, co ma uniemożliwić im ukrycie się.

Przeszkody utrudniające szybsze odsyłanie imigrantów dobrze ilustruje przykład Afganistanu. Od grudnia zeszłego roku władzom niemieckim udało się zorganizować cztery zbiorowe deportacje do tego kraju. Łącznie do Afganistanu deportowano 92 obywateli tego kraju, w większości młodych mężczyzn, z których część weszła w kolizję z prawem.

Część landów, przede wszystkim rządzonych przez SPD, Lewicę i Zielonych, odmawia jednak współpracy z rządem centralnym w Berlinie. Ich zdaniem Afganistan nie jest krajem bezpiecznym, a odsyłanie tam osób, z których część można uznać za dobrze zintegrowanych, jest nieludzkie i bezsensowne.

W całym roku 2016 z Niemiec deportowano 67 Afgańczyków z 12 tys. zobowiązanych do wyjazdu. Przeszkodą uniemożliwiającą odesłanie są zdaniem mediów m.in. zły stan zdrowia, opieka nad dziećmi i niejasna tożsamość ze względu na brak dokumentów. Władze landu Szlezwik-Holsztyn otwarcie zapowiedziały, że nie będą odsyłać uciekinierów z Afganistanu, dopóki sytuacja w tym kraju nie ulegnie normalizacji.

Merkel zwiększa presję na władze landów zdając sobie sprawę, że od powodzenia akcji odsyłania imigrantów może zależeć jej ponowny wybór na kanclerza. W zeszłym tygodniu w wywiadzie dla gazet z grupy medialnej Funke wytknęła im błędy i zaniedbania nie tylko w deportacjach, lecz ogólnie w walce z terroryzmem.

Niemiecka kanclerz zwróciła uwagę, że przepisy dotyczące bezpieczeństwa wewnętrznego ciągle jeszcze różnią się w poszczególnych krajach związkowych Niemiec i wezwała do ich ujednolicenia. Zdaniem Merkel landy powinny podejmować bardziej zdecydowane działania wobec osób uznanych za zagrożenie bezpieczeństwa wewnętrznego. Za wzór uznała Bawarię, skrytykowała natomiast Nadrenię Północną-Westfalię.

Komentatorzy zwracają uwagę, że krytyka pod adresem rządzonej przez koalicję SPD-Zieloni Nadrenii Północnej-Westfalii nie jest przypadkowa. W maju w tym ważnym landzie odbędą się wybory regionalne, a ich wynik może mieć istotny wpływ na wynik wyborów do ogólnoniemieckiego parlamentu Bundestagu.