"Tego nie było nawet w kulminacyjnym momencie zimnej wojny. To są już wiatry lodowatej wojny" - napisał Aleksiej Puszkow w nocy z piątku na sobotę na swoim Twitterze. Wskazał, że sankcje nastąpiły zaraz po wydaleniu 60 dyplomatów Rosji i zamknięciu jednego z jej konsulatów.
Podkreślił, że sankcje są realizacją ogłoszonej przez USA wcześniej, w styczniu br. tzw. "listy kremlowskiej" (nazywanej przez media zachodnie "listą Putina" - PAP). Ów wykaz obejmuje 114 rosyjskich polityków i 96 oligarchów, którzy, zdaniem Waszyngtonu, skorzystali na powiązaniach z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Publikację listy oceniano jako pierwszy krok do nałożenia w przyszłości sankcji na figurujące na niej osoby. Puszkow ocenił w swoim komentarzu o sankcjach, że "w USA prawdopodobnie na tym nie poprzestaną".
Wcześniej, w piątek wieczorem, inny parlamentarzysta, Franc Klincewicz, oświadczył, że sankcje są ciosem zadanym "nie Rosji, ale całemu światu ogółem" - jak ocenił - "poważnie obniżają one próg bezpieczeństwa" na świecie. - Nowe amerykańskie ograniczenia jeszcze bardziej zmniejszają możliwość wspólnych działań w walce z międzynarodowym terroryzmem - oświadczył Klincewicz, zasiadający w komisji obrony Rady Federacji. Oświadczył, że przyjęcie restrykcji "to świadomy krok ku zimnej wojnie".
Najnowsze sankcje USA, ogłoszone w piątek, obejmują 24 osoby fizyczne oraz 14 firm. Na "czarnej liście" znalazło się siedmiu przedstawicieli wielkiego biznesu i menadżerów wysokiego szczebla, w tym miliarderzy Oleg Deripaska i Wiktor Wekselberg i kontrolowane przez nich firmy. Na liście jest też 17 urzędników rosyjskich wysokiej rangi. Departament Stanu USA uzasadnił decyzję o sankcjach szkodliwymi działaniami rosyjskiego rządu na świecie, w tym trwającą okupacją ukraińskiego Krymu i przemocą w Donbasie.