Szefowa rządu Niemiec we wtorek przedstawiła w europarlamencie swoją wizję przyszłości Unii Europejskiej w debacie z europosłami i przewodniczącym Komisji Europejskiej Jean-Claude'em Junckerem. Zaapelowała w Strasburgu o unijną solidarność, m.in. w kwestii problemu migracji, i stworzenie europejskiej armii. Broniła też projektu budowy gazociągu Nord Stream 2.
- Nie uważam, żeby to przemówienie było dla niemieckiej kanclerz pożegnaniem się z europejską polityką - podkreślił Ryszard Czarnecki, wskazując, że "niektórzy sugerowali, że oto (Merkel) wygłosiła swój testament polityczny".
Jego zdaniem przemówienie mogło mieć trzy cele. Po pierwsze - jak ocenił - Merkel chciała dać sygnał Europejczykom i Niemcom, że nadal bierze odpowiedzialność za politykę europejską, nadal jest twarzą Berlina w relacjach z UE i cieszy się w Brukseli autorytetem.
Drugim celem mogło być wyrażenie poparcia dla kandydatury bliskiego jej polityka w PE, lidera frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL) Manfreda Webera, na stanowisko przyszłego szefa KE - zauważył Czarnecki. Weber w ubiegłym tygodniu został kandydatem swojej frakcji na to stanowisko.
- Wreszcie trzeci cel, który nie jest sprzeczny z pierwszym, to pokazanie elitom unijnym, że Angela Merkel może być kandydatem na szefa Rady Europejskiej albo np. szefa Komisji Europejskiej. Nie założyłbym się, że tak nie będzie. Nie mówię, że to prawdopodobny scenariusz, ale uważam, że Merkel jest w jakiejś "grze o tron" w kontekście UE - powiedział.
Zdaniem europosła przemówienie Merkel było zachowawcze, ale miało nie zrazić nikogo dążeniami federalistycznymi, widocznymi w przemówieniach prezydenta Francji Emmanuela Macrona. - (Wystąpienie kanclerz) było ciężkawe, nudnawe, ale takie miało być - zaznaczył Czarnecki.
W swoim wystąpieniu Merkel, odpowiadając na pytania europosłów, m.in. szefa frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR) Ryszarda Legutki z PiS, nawiązała też do projektu Nord Stream 2.
- To, że Merkel przyznaje się do tego, że Niemcy mają swoje interesy, to bardzo dobrze, bo w ten sposób być może elity europejskie łatwiej zrozumieją, że Polska też ma swoje interesy i musi o nie dbać. Skoro Merkel mówi o niemieckich interesach, to dlaczego o polskich nie może mówić premier Mateusz Morawiecki. Jednak bardzo przepraszam, ale w takim wypadku Niemcy tracą moralne prawo mówienia o solidarności europejskiej. Gdy mówią o swoich interesach, to w tej sytuacji nie mają prawa atakować takich krajów, jak np. Polska, które bronią swoich interesów w kontekście imigrantów - zaznaczył Czarnecki.
Parlament przeprowadził do tej pory 11 podobnych debat na temat przyszłych kierunków integracji europejskiej z udziałem jednego z szefów państw lub rządów Unii.