Zarembiuk pytany w radiu RMF FM o to, jak odbiera rozmowy kanclerz Niemiec Angeli Merkel z Alaksandrem Łukaszenką, szef fundacji "Białoruski Dom" odparł: "Nawet my, tutaj w Warszawie, na wolności w wolnym kraju odbieramy to bardzo źle".
Jak podkreślił, smutne jest to, że Unia Europejska dała się nabrać Łukaszence. - On wczoraj na pewno otwierał szampana, bo dostał oprócz tego jeszcze 700 tysięcy euro - powiedział Zarembiuk. Komisja Europejska poinformowała w środę, że przeznaczyła 200 tys. euro na pomoc humanitarną dla Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Czerwonego Krzyża i Czerwonego Półksiężyca (IFRC), za której pośrednictwem środki trafią do migrantów na Białorusi. UE zabezpieczyła też dodatkowe 500 tys. euro na ten cel.
Zdaniem szefa fundacji "Białoruski Dom" pomocy humanitarnej potrzebują więźniowie polityczni i ich rodziny. "I my mamy nadzieję, że oni tą pomoc wreszcie po 15 miesiącach od Unii Europejskiej dostaną" - podkreślił Zarembiuk.
Na uwagę, że może trzeba rozmawiać z Łukaszenką, bo jakby nie patrzeć sprawuje on władzę na Białorusi i z kimś trzeba rozmawiać, Zarembiuk odparł: "Ja wiem, że rozmawia się nawet z terrorystami, ale ta sytuacja jest absolutnie inna. To wszystko odbierane jest jako słabość Unii Europejskiej, która doprowadzi do większych konfliktów".
Łukaszenka na zlecenie Putina
Aktualną sytuację na granicy polsko-białoruskiej skomentował krótko: "Wojny nie będzie, ale będą dalsze prowokacje". Jak stwierdził, będzie dalszy szantaż ze strony Alaksandra Łukaszenki na zlecenie Władimira Putina.
Chodzi o prowokacje, żeby sprowokować polską stronę do jakiś bardziej poważnych działań, żeby ktoś umarł, żeby coś się wydarzyło i żeby później pokazać całemu Zachodowi - zobaczcie jacy są Polacy - powiedział Zarembiuk. Jak podkreślił, bardzo dobrze, że polska Straż Graniczna, Policja i wojsko są wytrzymali i zachowują się godnie.
Pytany, co o tym kryzysie myślą normalni Białorusini, Zarembiuk powiedział, że "Białorusini się śmieją i zarabiają na tym". - Śmieją się, bo nie wierzą Łukaszence. Wiedzą, dlaczego on to wszystko zorganizował, jaki chce mieć z tego pożytek. I po prostu zarabiają na tych migrantach - powiedział szef fundacji "Dom Białoruski".
Kto zarabia na migrantach
Dopytywany, jak się zarabia na migrantach i kto na nich zarabia, Zarembiuk odparł, że zarabiają hotelarze, właściciele mieszkań, którzy wynajmują migrantom pokoje na dobę, taksówkarze, restauracje, sklepy, a także zwykli przedsiębiorcy na bazarach. - Bo oni sprzedają im namiociki i ten cały sprzęt, również ten sprzęt, żeby później rozcinać drut kolczasty na granicy. Przecież tego nie daje Łukaszenka, oni wszystko to kupują - powiedział Zarembiuk.
Zwrócił też uwagę, że migranci płacą od 4 do 7 tys. dol., żeby trafić do Mińska. "A jak przekroczą granicę z Polską, to od razu przelew do tej osoby, która im pomogła idzie w wysokości 9-10 tysięcy dolarów" - podkreślił Zarembiuk.
Od początku roku Straż Graniczna zanotowała ponad 33 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. Od 2 września w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Został on wprowadzony na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy, wydanego na wniosek Rady Ministrów. Sejm zgodził się na przedłużenie stanu wyjątkowego o kolejne 60 dni. Do połowy przyszłego roku na odcinku granicy z Białorusią stanie stalowy płot zwieńczony drutem kolczastym i wzbogacony o urządzenia elektroniczne.