Według najnowszych danych przekazanych przez ukraińskie władze obecnie przy granicach z Ukrainą, na anektowanym Krymie i w samozwańczych republikach w Donbasie jest 94 tys. tys. rosyjskich wojskowych; wcześniej mówiono o 92 tys. i 115 tys. żołnierzy. Rosyjskich wojskowych i uzbrojenia wciąż jest mniej niż wiosną, kiedy liczba żołnierzy sięgała 100-120 tys., ale więcej niż w minionych latach - pisze w piątek NW.

Reklama

Analityk Narodowego Instytutu Badań Strategicznych Mykoła Bielieskow twierdzi, że 90 tys. żołnierzy "nie jest niczym nowym", na stałe przy granicy stacjonowały już rosyjskie siły, ale obecnie zaniepokojenie budzi dodatkowe przerzucanie wojsk na przykład z Syberii. Pojawia się pytanie, w jakim celu dodatkowo przerzucać jednostki - wskazuje.

Ekspert ds. wojskowości Mychajło Żyrochow w obecnej chwili nie widzi przesłanek do rosyjskiego wtargnięcia na szeroką skalę. Jak dodaje, w takim celu konieczne jest zorganizowanie łańcuchów logistycznych, np. zapewniających dostawy amunicji.

Rosja rozpęta wojnę?

Analityk wojskowy Taras Czmut zaznacza natomiast, że są różne scenariusze napaści, w zależności od ostatecznego celu Rosji. Jeśli mówimy o ogólnowojskowej operacji, to nie musi rozpoczynać się ona po przeprowadzeniu kampanii mobilizacyjnej. (...) Nie trzeba mieć gotowej milionowej armii, by zacząć wojnę, zaczyna się z 300 tys. wojskowych, a później dodaje się tych, kogo po pierwszym uderzeniu się zmobilizuje - wyjaśnia.

Dowództwo Połączonych Sił Zbrojnych Ukrainy podkreśla, że liczebność wojsk ukraińskich wynosi ponad 200 tys. żołnierzy i w związku z tym dla rozpoczęcia pełnowymiarowej wojny nawet siły skoncentrowane wiosną przez Rosję były niewystarczające.

Żołnierz ukraiński / PAP/EPA / ANATOLII STEPANOV

Serhij Zhurec, inny ekspert ds. wojskowości, twierdzi, że zwycięska ofensywa wymaga co najmniej trzykrotnej przewagi w składzie osobowym. Czmut podkreśla jednak przy tym, że największą rolę odgrywa nie liczba żołnierzy, a raczej zaskakujące uderzenie. Rusłan Lewijew z Conflict Intelligence Team (CIT) zauważa, że Rosja nie tylko utrzymuje sprzęt przy granicach ukraińskich, ale też kontynuuje jego ściąganie.

Żołnierze ukraińscy / PAP/EPA / ANATOLII STEPANOV

Same manewry wojsk wzdłuż granicy nie świadczą o przygotowywaniu ofensywy - ocenia Mykoła Sunhurowski z kijowskiego Centrum Razumkowa. Przerzucanie sił i sprzętu pod pretekstem manewrów to zwyczajna praktyka wojskowa stosowana przez Rosję. Może to być demonstracja siły czy sprawdzenie nastrojów społeczności międzynarodowej - podkreśla ekspert, cytowany przez NW.

Żołnierz ukraiński / PAP/EPA / ANATOLII STEPANOV

Dziennikarze CIT mówią o zagrożeniu na trzech kierunkach: biełgorodzkim i woroneskim, rostowskim i krymskim. Według Lewijewa najpierw użyte byłoby uzbrojenie rozlokowane w obwodzie rostowskim i na Krymie. Według ukraińskiego wywiadu mógłby nastąpić też desant w Odessie i Mariupolu oraz może dojść do napaści z północy - przez Białoruś.

Żołnierze ukraińscy / PAP/EPA / ANATOLII STEPANOV

Wszystko zależy od tego, co Rosja ma na celu - wskazuje ekspert Czmut. Jeśli mówimy o wodzie na Krym (wznowienie dostaw wody na anektowany przez Rosję półwysep - PAP), być może nawet nie jest konieczne wprowadzanie sprzętu. Wystarczy uderzenie rakietowo-powietrzne. Jeśli mówimy o okupacji lewobrzeżnej Ukrainy, to wejdą ze wszystkich stron, w tym z Białorusi - ocenia.

Ekspert wymienia Krym wśród głównych kierunków, z których może wyjść uderzenie. Może też dojść do uderzenia z kierunku Charków-miasto Dniepr, by odciąć wojska Połączonych Sił w Donbasie od pozostałej Ukrainy i doprowadzić do "wielkiego kotła". Od strony Białorusi - od obwodu wołyńskiego do czernihowskiego - może dojść do działań wypadowych, dywersji, odcinania dróg dostaw z zachodu na wschód. Nie należy zapominać o kierunku kijowskim oraz o Morzu Azowskim i Morzu Czarnym, skąd mogą ruszyć połączone desanty morskie - prognozuje.

Pełna operacja wojskowa nie może być zrealizowana jedynie przy wykorzystaniu jednego rodzaju sił, tym bardziej bez zastosowania wojsk rakietowych i lotnictwa - czytamy. Zastosowanie rakiet Iskander, Kalibr, X-55, X-555 to główny atut Rosji w tej konfrontacji - podkreśla ekspert. To jest ten czynnik, na który Ukraina nie jest gotowa. Bo nasz system obrony powietrznej nie jest w stanie przechwytywać celów balistycznych. Nasz system przeciwlotniczy jest przestarzały, a przeciwrakietowego nie ma - wskazuje Czmut.

Jakakolwiek operacja przewiduje również informacyjno-psychologiczne działania - zaznacza szef Centrum Badań Wojskowo-Prawnych Ołeksandr Musijenko. Według niego Rosja może wykorzystać wojska też w przypadku, jeśli uruchomiony zostanie scenariusz wewnętrznej destabilizacji. Jak dodaje, może dojść do fali protestów czy akcji, które wykorzysta Rosja. Mogą na to czekać. Mogą też pobudzać ten proces - nie wyklucza ekspert.