Przez te umocnienia nikt się nie przeciśnie. Żeby zaatakować z tego kierunku trzeba być głupcem – ostrzega kapitan Andrij, dowódca kompanii inżynieryjnej, która buduje tu stanowiska ogniowe.

"Te okopy zrobiliśmy właśnie wtedy. Teraz je odświeżamy"

W lutym 2022 r., kiedy Rosja dokonała inwazji na Ukrainę na pełną skalę, jej wojska sunęły m.in. z obwodu homelskiego na Białorusi. Bezskutecznie próbowały zająć największe miasto w rejonie styku trzech granic, Czernihów. Żołnierze, którzy stacjonują w tym miejscu, uczestniczyli w jego obronie.

Reklama

Kapitan oprowadza po swoim obozie, pokazując okopy i miejsca, gdzie można ukryć działo czy czołg. Przygotowywaliśmy się do obrony przed Rosją jeszcze w 2014 r., kiedy zajęła Krym i wszczęła awanturę w Donbasie. Te okopy zrobiliśmy właśnie wtedy. Teraz tylko je odświeżamy – mówi.

Reklama

„Odświeżanie” polega na poszerzaniu okopów i zabezpieczaniu ich ścian stalowymi tarczami. Najpierw działa tu koparka, po niej wchodzi grupa żołnierzy z kilofami i łopatami. Odbudowaliśmy tutaj wszystko. Zostawiamy tylko drzewa i krzaki, bo to naturalne maskowanie. Tarcze stawiamy, żeby nikt nie oberwał odłamkiem – wyjaśnia jeden z nich.

Ukraińskie wojska pozostają w gotowości

Wrogie wojska mogą dotrzeć do tego miejsca dwoma drogami: przez otwarte pola od strony lasu i przez most na trasie, która prowadzi w stronę rosyjskiej granicy. Przez pola nie przejdą, bo nawet teraz, kiedy jest mróz, ziemia przymarzła tylko z wierzchu. Most zawsze możemy wysadzić. To jest najlepszy punkt obrony – cieszy się kapitan. Widziałem już w lutym ubiegłego roku, jak ich czołgi zapadały się w gruncie. Tutaj jest piasek i błota. Nie jest też żadną tajemnicą, że wszystko tu jest zaminowane – podkreśla oficer.

Ukraiński Sztab Generalny w swoich codziennych raportach wojennych przekazuje, że choć przeciwnik utrzymuje swoje jednostki nad północną granicą Ukrainy, na razie nie widać niebezpieczeństwa ataku z tego kierunku. Mimo to ukraińscy żołnierze na północnych liniach obrony pozostają w ciągłej gotowości.

Reklama

Z Rosjanami nigdy nie wiadomo, co im strzeli do głowy, ale gdyby nacierali tutaj – nie mieliby żadnych szans. Tak, na wschodzie Ukrainy jest trudno, ale tutaj wszystko jest przygotowane na ich powitanie – mówi po pracy przy umacnianiu stanowisk obronnych jeden z wojskowych, popijając herbatę w namiocie polowym.

Po wydarzeniach pierwszych miesięcy ubiegłego roku żołnierzom pozostały w pamięci trudne wspomnienia, ale i przekonanie, że muszą bronić ojczyzny za wszelką cenę.

"U nas nawet dzieci nienawidzą Rosji"

Ludzie, którzy widzieli, co wyprawiały tutaj rosyjskie wojska w lutym i marcu ubiegłego roku, wiedzą, że nie ma innej drogi, niż walka. U nas nawet dzieci nienawidzą Rosji. Rosyjscy żołnierze są dzicy. Wchodzili do wsi, zabijali konia czy krowę, jedli surowe mięso. Złościli się, że we wsiach jest asfalt i latarnie – opowiada inny żołnierz.

Dlatego musimy zrobić wszystko, by ich przegnać. Zapłaciliśmy zbyt wysoką cenę, żeby się poddać. Musimy wygrać tę wojnę – deklaruje kapitan Andrij.

Z linii obrony na północy Ukrainy Jarosław Junko