Lai Ching-te, tajwański prezydent-elekt, przemawiając w sobotę wieczorem do zgromadzonych pod siedzibą swojej partii oznajmił, że jest "zdeterminowany, by chronić Tajwan przed ciągłym zagrożeniem i zastraszaniem ze strony Chin" i utrzyma status quo w Cieśninie Tajwańskiej. - Utrzymanie pokoju i stabilności w Cieśninie Tajwańskiej jest ważnym obowiązkiem - powiedział, dodając, że jego rząd "wykorzysta dialog do zastąpienia konfrontacji" w wymianie z Chinami.
Wbrew pozorom moim zdaniem niewiele zmieni się w relacjach Tajwanu z ChRL - mówi ekspert warszawskiego OSW, który obserwował wybory bezpośrednio na Tajwanie. - Oczywiście, Pekin okaże w jakiś sposób swoje niezadowolenie, zwłaszcza jeżeli potwierdzą się informacje, że na Tajwan przybędzie przedstawiciel Białego Domu. Można się spodziewać, że będzie jakaś demonstracja siły, ale będzie maiła ona wymiar przede wszystkim wewnętrzny - zaznacza ekspert.
"Gotowi zająć Tajwan siłą"?
W ostatnich latach, od objęcia władzy przez urzędującą przez dwie kadencje Tsai Ing-wen z tej samej Demokratycznej Partii Postępowej (DPP) co Lai, chiński przywódca Xi Jinping wielokrotnie ostrzegał, że wojsko Chin jest gotowe zająć Tajwan siłą, jeśli zajdzie taka potrzeba, a tegoroczny wyścig prezydencki określał jako "wybór między wojną a pokojem".
Xi Jinping będzie musiał pokazać towarzyszom twardą rękę, lecz na tyle ostrożnie, aby nie sprowokować eskalacji i nie wywołać jakichś utarczek zbrojnych. Krótko mówiąc będziemy mieli do czynienia z teatrem politycznym na globalną skalę. Media będą miały używanie, ale ja bym nie popadał w zbędne wzmożenie, ponieważ nie jesteśmy – jeszcze – na tym etapie, kiedy grozi nam poważny kryzys w Cieśninie Tajwańskiej - podkreśla dr Bogusz. - Wybór Lai Ching-te z DPP na prezydenta, dotychczasowego wiceprezydenta, mimo dużego niezadowolenia wyborców ze stagnacji płac i rosnących kosztów życia, czy niezrealizowania wielu obietnic w sferze społeczno-gospodarczej, pokazuje, że Tajwańczycy chcą utrzymania kursu w polityce zagranicznej - przekonuje.
Mimo rozczarowania rządami DPP, KMT (Kuomintang) nie był w stanie ich przekonać do siebie, przede wszystkim, że będzie szczerze bronić faktycznej niepodległości Tajwanu. Obydwie partie mają dużo do przemyślenia i zrobienia - zaznaczył ekspert.
Relacja z Chinami ważna dla wyborców
Dla wielu z niemal 19,5 mln wyborców, w tym 23-milionowym kraju, decyzja o tym, na kogo w sobotę oddać głos, nie opierała się jedynie na kwestii relacji z Chinami.
DPP nie może być pewna wygranej za cztery lata, jeżeli na poważnie nie zacznie adresować rosnących nierówności i trudności w starcie życiowym młodych ludzi. KMT w ogóle musi sobie zadać pytanie, jaką przyszłość ma partia chińskich nacjonalistów na wyspie, gdzie tylko 3 proc. badanych deklaruje się wyłącznie jako Chińczycy - przypomniał Bogusz.
Ekspert OSW w sobotnich wyborach upatruje również innego zwycięzcę. - Największą wygraną jest TPP (Tajwańska Partia Ludowa). Jej kandydat zdobył tylko 26 proc. głosów, ale to więcej niż trzeci kandydat we wcześniejszych cyklach wyborów. Partia zwiększyła swój udział w parlamencie i będzie odgrywać rolę języczka u wagi. Przede wszystkim zdołała przyciągnąć wielu młodych wyborców, którzy są rozczarowania DPP, ale nigdy nie zagłosują na KMT - podsumował dr Michał Bogusz.