Z chińskimi władzami rozmawiał amerykański sekretarz stanu Antony Blinken, a także doradca prezydenta USA do spraw bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan, który w Waszyngtonie spotkał się z Liu Jianchao, odpowiadającym za sprawy międzynarodowe w Komunistycznej Partii Chin.
Amerykańscy oficjele mieli nadzieję, że Pekin uzna, iż ataki jemeńskich rebeliantów zagrażają chińskim interesom handlowym, co skłoni ich do wywarcia nacisku na Iran, który ruch Huti finansuje i wspiera. Nie wydaje się jednak, aby amerykańskie starania przyniosły znaczące efekty - twierdzi "Financial Times".
"Ocenili sytuację jako kryzys"
Zdaniem Dennisa Wildera, dawnego eksperta CIA do spraw Chin, Pekin "wytrwale pracował", zabiegając o względy państw Bliskiego Wschodu, w tym Iranu, w celu uzyskania korzyści gospodarczych i geopolitycznych. Bardzo niechętnie "wykorzystywałby swoje ograniczone wpływy" na rzecz działań, które postrzegałby jako realizację interesów Waszyngtonu bez korzyści dla Chin.
Suzanne Maloney kierująca w Brookings Institution działem studiów nad polityką zagraniczną rozmawiała o kryzysie na Morzu Czerwonym z chińskimi ekspertami i nie dostrzegła skłonności do udzielenia pomocy. - Myślę, że ocenili sytuację jako kryzys, który pogrąża Stany Zjednoczone i ich partnerów, ale nie ma znaczącego wpływu na chińską żeglugę - powiedziała.
Ataki Huti zaburzyły międzynarodowy transport
W ciągu ostatnich dwóch tygodni Stany Zjednoczone przeprowadziły osiem ataków rakietowych na cele Huti w Jemenie. Rebeliancki ruch od połowy listopada 2023 roku ostrzeliwuje statki handlowe, twierdząc, że stanowi to wsparcie dla walczących z Izraelem palestyńskich terrorystów z Hamasu - przypomniała agencja Reutera.
Ataki Huti zaburzyły międzynarodowy transport, bowiem przez Morze Czerwone przepływa około 12 procent światowej wymiany handlowej. Podniosło to koszty i czas transportu, zwiększyło ryzyko wzrostu inflacji oraz nasiliło obawy o rozprzestrzenienie się palestyńsko-izraelskiego konfliktu zbrojnego na cały obszar Bliskiego Wschodu.