Głosowanie na tym szczeblu od dawna jest dobrym zwiastunem dalszych wydarzeń. W ostatnich czterech elekcjach to właśnie partia, która zdobyła najwięcej głosów w sejmikach wojewodzkich, tworzyła później rząd. Tak było w 2006 i 2010 roku, gdy triumfowała Platforma Obywatelska, a także w 2014 roku, gdy minimalnie, ale jednak największa część Polaków zdecydowała się poprzeć Prawo i Sprawiedliwość. Nie należy tej sekwencji zdarzeń rozumieć jako twardego matematycznego prawa, które zawsze znajdzie zastosowanie, jednak w istocie zwycięstwo w tych wyborach znacznie pomoże którejś z partii w następnych elekcjach, które przecież odbędą się już niebawem – twierdzi Andrzej Skiba, politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Reklama

Tegoroczne wybory do sejmików to pierwszy poważny sprawdzian przed zbliżającym się maratonem wyborczym. To również szansa na zdobycie realnej władzy – przede wszystkim na tym szczeblu rozdzielane są fundusze europejskie. To od władz sejmików zależy, które ważne inwestycje w województwie zostaną przeprowadzone i jaka będzie ich skala. Bez przychylności urzędu marszałkowskiego, trudno zarządzać miastami czy powiatami. Gra jest zatem zdecydowanie warta świeczki.

Wybory do sejmików rządzą się swoimi prawami. Widać w nich często potęgę tych ugrupowań, które nie są tak widoczne na ogólnopolskiej scenie politycznej. Najlepszym przykładem jest ogromna siła Polskiego Stronnictwa Ludowego – w 2014 roku partia ta uzyskała aż 24 proc. głosów, bardzo zbliżając się do PiS i PO. Tymczasem w sondażach tradycyjnie znajduje się niewiele powyżej progu wyborczego wynoszącego 5 proc.

PSL w sondażach przedwyborczych jest zazwyczaj niedoszacowany. I choć jego wynik będzie zapewne wyższy niż przewidywane przez badania 5-6 proc., zwłaszcza w województwie świętokrzyskim czy mazowieckim, to nie sądzę, aby partia ta była w stanie powtórzyć swój wynik sprzed czterech lat. Na tamten rezultat prawdopodobnie wpłynęły liczne nieprawidłowości przy wyborach. Chodzi m. in. o tzw. efekt książeczki, czyli konstrukcji karty wyborczej. PSL miał wówczas listę numer jeden, więc był na samym początku, co wpłynęło na preferencje dużej części wyborców – zauważa politolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Pomimo, że rywalizacja o mandaty jeszcze na dobre się nie rozpoczęła – wciąż trwa bowiem układanie list przez komitety – już można pokusić się o wstępne prognozy. Jeśli sondaże nie ulegną diametralnemu odwróceniu, można przypuszczać, że najwięcej głosów otrzyma Prawo i Sprawiedliwość i tym samym poprawi stan swojego posiadania w sejmikach. Trzeba jednak zauważyć, że o ile cztery lata temu faktycznie najwięcej Polaków poparło PiS, to nie przełożyło się to ani na sukces w liczbie zdobytych mandatów, których partia otrzymała o osiem mniej niż PO w skali kraju, ani w liczbie opanowanych sejmików. W części z nich nawet w przypadku zwycięstwa, PiS nie zdobyło samodzielnej większości. A z powodu niemożności zawiązania z kimkolwiek koalicji, ugrupowanie to zostało przegłosowane przez radnych ówcześnie rządzących krajem Platformy i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Tak było w przypadku województwa mazowieckiego, łódzkiego, podlaskiego i małopolskiego.

Reklama

Samo wygranie w danym województwie przez którąś z partii niczego zatem jeszcze nie przesądza. A niewątpliwie zjednoczona opozycja ma większą zdolność koalicyjną. Sytuacja PiS jest jednak lepsza niż cztery lata temu. W obecnych wyborach pojawienie się w niektórych województwach członków Ruchu Kukiz ’15 znacznie poszerzy ewentualne pole manewru tej partii. Polskie Stronnictwo Ludowe teoretycznie też może być chętniejsze do zawierania porozumień z PiS – jego powiązania z Platformą Obywatelską z czasów wspólnych rządów znacznie osłabły. Nic nie jest wykluczone, jednak trudno będzie o taką koalicję na szczeblu sejmików. PiS i PSL walczy w dużej części o ten sam elektorat – mieszkańców wsi. Sądzę, że po bardzo ostrej rywalizacji podczas kampanii wyborczej trudno będzie nagle zakopać ten topór wojenny i wspólnie rządzić. Platforma nie miała tego problemu, bo jej wyborcy mieszkają przede wszystkim w dużych miastach. Naturalnym partnerem PiS może być może być Kukiz’15 lub mniejsze lokalne komitety”– uważa Andrzej Skiba.

Dla Platformy te wybory są nie tylko szansą na odbudowanie się po parlamentarnej klęsce z 2015 roku, ale również na trwałe pozbawienie samodzielności Nowoczesnej – trudno sobie wyobrazić, aby partia ta po ewentualnym sukcesie w wyborach samorządowych, zrezygnowała z dalszego sojuszu z silniejszym ugrupowaniem. Trzeba pamiętać, że obecnie Platforma Obywatelska rządzi lub współrządzi w 15 z 16 województw. Taki stan posiadania w obecnej sytuacji jest niemalże niemożliwy do utrzymania. Jakiekolwiek porażki w sejmikach czy dużych miastach będą odbierane jako rozczarowanie, zwłaszcza dla struktur regionalnych, które w związku z tym stracą pozycje i stanowiska. To bardzo trudna sytuacja dla tej partii – twierdzi politolog.

Oprócz PSL, potencjalnym koalicjantem dla Platformy Obywatelskiej może być Sojusz Lewicy Demokratycznej, który podobnie jak PO, chce wrócić do gry po porażce z 2015 roku. Dopóki jednak deklaruje start w wyborach z osobną listą, w kampanii wyborczej pozostaje dla PO głównym zagrożeniem – podobnie jak PSL dla PiS. Paradoksalnie, dla Prawa i Sprawiedliwości najlepszym rozwiązaniem jest dyskretne wspieranie kampanii SLD, gdyż to ugrupowanie może odebrać głosy Platformie. A dzięki korzystnemu dla największych partii systemowi d’Hondta potencjalnie przełoży się to na osłabienie podzielonych rywali i szansę na samodzielne rządy PiS w wielu województwach. Być może stąd wynika np. większa obecność przedstawicieli SLD w mediach publicznych – wskazuje ekspert.

W wyborach do sejmików bardzo ważną rolę odgrywa geografia wyborcza. Mieszkańcy zachodnich obszarów kraju takich jak województwo lubuskie, zachodniopomorskie, dolnośląskie czy pomorskie tradycyjnie głosują na ugrupowania liberalne bądź lewicowe, zaś wschodnia część Polski, jak Podkarpacie czy Podlasie wspiera prawicę. Podział ten bardziej niż z geografii wynika z migracji – tych przymusowych po wojnie, jak i dobrowolnych powstałych w procesie urbanizacji i wędrówek za wykształceniem i pracą. Im częściej ludność na danym terytorium była przesiedlana tak jak właśnie na tzw. ziemiach odzyskanych, tym częściej popiera ugrupowania liberalne i lewicowe. Z kolei na obszarach zamieszkiwanych przez te same rodziny od wielu pokoleń dominują partie prawicowe. Tezę tę wydaje się potwierdzać kilka faktów. Np. Kaszubi, mieszkający na południe od Gdańska, od zamierzchłych czasów regularnie popierają PiS. Natomiast duże miasta, nawet te położone na wschodzie jak Rzeszów czy Lublin, do których napłynęło sporo nowej ludności wybierają Platformę bądź SLD – dodaje politolog z UG.

Niezależnie od końcowego rezultatu, należy przypuszczać, że tradycyjnie każde z ugrupowań ogłosi swój sukces. PiS najprawdopodobniej osiągnie więcej niż Podkarpacie na którym już rządzi. PO wraz z Nowoczesną zapewne poprawi rezultat z wyborów do Sejmu z 2015 roku i utrzyma część z sejmików. PSL oficjalnie będzie zadowolony z liczby wójtów. Partie mówić więc będą o triumfie, ale jego realnym sprawdzianem okażą się dopiero decyzje personalne dokonane w zaciszu gabinetów. To one pokażą kto naprawdę jest zadowolony z wyniku, a kto uznał go za klęskę – spuentował Andrzej Skiba.