Koniec kadencji nowych władz samorządowych może być więc nieco uboższy. To może też oznaczać konieczność uszczuplenia samych samorządów. – Jeżeli będzie mniej pieniędzy, potrzebne do ich zagospodarowania kadry urzędnicze mogą być w przyszłości nieco skromniejsze – uważa dr Tomasz Dorożyński z Uniwersytetu Łódzkiego. Podkreśla jednak, że kluczem do efektywnego wydawania funduszy są kompetencje pracowników samorządowych. Mniejsze znaczenie ma to, jaką afiliację partyjną ma zarząd województwa czy marszałek. – Im mniej polityki w wydatkowaniu funduszy, tym lepiej – mówi.
Od powyborczej układanki może zależeć, ile pieniędzy rząd odda w zarząd regionom.
W tym roku stawka w walce o miejsca w sejmikach jest podwójna. Nowe władze będą wydawać eurofundusze jeszcze z obecnego rozdania, a potem sięgną po pieniądze z nowej perspektywy unijnej na lata 2021–2027. Pieniędzmi z rozdania na lata 2014–2020, którymi zarządzają marszałkowie województw w ramach regionalnych programów operacyjnych, będzie można dysponować do 2023 r. Jednak już od jakiegoś czasu rząd krytykuje władze regionalne, że zbyt wolno wydają. Do końca września województwa zdążyły zakontraktować w programach regionalnych niemal 60 proc. przyznanych im eurofunduszy. Dla porównania, w programach krajowych zarządzanych przez rząd poziom ten wyniósł 66,6 proc.
Czy jest się czym martwić? Najlepszym wyznacznikiem jest kryterium N+3 mówiące o tym, ile pieniędzy w danym roku trzeba rozliczyć z Komisją Europejską. Na koniec września potencjalnie zagrożona kwota w programach regionalnych to 108 mln euro. Większość województw osiągnęła założone cele, ale w strefie zagrożenia nadal były województwa małopolskie, podlaskie, śląskie, świętokrzyskie i warmińsko-mazurskie. – Jeśli porównamy dane z końca sierpnia i końca września, cztery województwa uciekły spod gilotyny N+3. To dobra wiadomość. Nasz budzik zadziałał, ale wciąż zagrożonych jest 700 mln euro – mówił niedawno minister inwestycji i rozwoju Jerzy Kwieciński. Skąd taka kwota? Do 108 mln euro resort wlicza pieniądze z rezerwy wykonania. To dodatkowe środki dzielone na podstawie wyników inwestowania funduszy według stanu na koniec 2018 r. „Jest szansa, że pieniądze pozostaną w danym programie, ale konieczne może okazać się wykorzystanie ich na inne cele niż pierwotnie zaplanowano. Z tytułu rezerwy zagrożonych jest 590 mln euro” – podaje ministerstwo.
Stawką tych wyborów jest więc także to, kto będzie zarządzać eurofunduszami w regionach. Tym bardziej że kolejna kadencja samorządów będzie o rok dłuższa i potrwa do 2023 r. To oznacza, że władze województw z jednej strony dokończą wydawanie pieniędzy z perspektywy UE na lata 2014–2020, a z drugiej zaczną wydatki z rozdania na lata 2021–2027. Tylko że w kolejnej perspektywie budżetowej Unia nie będzie już dla nas tak łaskawa. Zgodnie z obecnym projektem mamy dostać na politykę spójności 64,4 mld euro, czyli o 23 proc. mniej niż w obecnej siedmiolatce. A to tylko wstępna propozycja, która może być okrojona na etapie dalszych negocjacji. Kolejnym kłopotem mogłoby być odejście od modelu samorządowego w wydawaniu eurofunduszy.
Dzisiaj 40 proc. pieniędzy przekazywanych przez Brukselę na rozwój regionów jest wydatkowanych przez samorządy wojewódzkie. To one decydują, na co przeznaczyć środki. – Taki zdecentralizowany model jest uznawany przez KE za wzorcowy. Wiele krajów nam go zazdrości – mówi DGP wiceprzewodniczący Europejskiego Komitetu Regionów i marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak. Na drugim biegunie jest Rumunia, która z wydawaniem unijnych pieniędzy radzi sobie słabo, bo nie ma szczebla regionalnego we wdrażaniu funduszy UE. Woźniak przypomina, że PiS tuż po dojściu do władzy zapowiadał przejście na model scentralizowany. Potem odżegnywał się od takich planów, ale obawa w samorządach pozostała.
Stawką w tych wyborach w ocenie Woźniaka jest kwestia modelu państwa. – Obawiamy się, że przy zmianie politycznej w samorządach będzie następowało centralizowanie decyzji, wskazywanie z Warszawy przez władze partii rządzącej, jakie są preferowane sposoby wydatkowania w regionach – mówi. – W tej perspektywie modelu nie da się zmienić, bo jest za bardzo umocowany formalnie, ale pewne decyzje można kształtować na poziomie personalnym – dodaje Woźniak. Inny model może obowiązywać po 2021 r. O tym zdecyduje rząd. Będzie musiał skonsultować się z KE, ale Bruksela nie może zakazać krajowi wyboru sposobu wydatkowania funduszy.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama