Reklamówka ma być pokazywana w krajach UE i pomóc Warszawie w zdobyciu w 2016 roku tytułu Europejskiej Stolicy Kultury. Obok migawek z konkursu chopinowskiego czy Jazz Jamboree pojawiają się w niej bary mleczne, społeczność wietnamska, a nawet pole kapusty, które zdaniem narratora filmu znajduje się w centrum miasta.
Czy stolicę 40-milionowego państwa trzeba promować w taki sposób? Ratusz, który zlecił realizację filmu, broni jego twórców. "Spodobał nam się pomysł producentów z firmy Papaya Films" - mówi Renata Czarnkowska-Listoś, zastępca dyrektora biura kultury w urzędzie miasta. "Według nas pokazuje on różnorodność naszego miasta. Tylko takie niestandardowe działania mogą zapewnić zwycięstwo Warszawie" - dodaje.
Specjaliści od reklamy i promocji są o wiele bardziej krytyczni. Po pierwsze, nie wiadomo, co i do kogo chce autor o mieście powiedzieć. Po drugie, zniechęca cudzoziemców do odwiedzenia stolicy. "O ile Wietnamczycy mogą być ciekawostką dla turystów, to ja nigdy bym się nie zdecydował na wykorzystanie pola kapusty na tle wieżowców, bo nie ma tu pozytywnego przekazu" - mówi Radosław Popiel z Rainer Communication.
Z kolei pomysłu broni muzyk Michał Urbaniak: "Film pokazuje Warszawę taką, jaka jest. I to jest prawdziwe. Mogę tylko zacytować nieżyjącego już Jerzego Kuryłowicza, który powiedział kiedyś: <Co będziemy g... czapką futrzaną przykrywać>".
Pomysłem Warszawy zaskoczone są także inne miasta biorące udział w rywalizacji o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. "Nie rozumiem działań stołecznych władz. Trzeba pokazywać to, co najlepsze" - uważa Anna Czekanowicz, zastępca dyrektora biura prezydenta Gdańska. "My chcemy nawiązać do silnych korzeni solidarnościowych naszego miasta, czyli chlubnej tradycji" - dodaje.
Ten dziwny film o Warszawie to nie pierwsza wpadka promocyjna przygotowana w stolicy z myślą o odbiorcy zagranicznym. Podobną burzę wywołało rozstrzygnięcie konkursu na logo. Wygrała bowiem praca "Zakochaj się w Warszawie", czyli rozmazana sylwetka syrenki z żółtymi włosami oraz obwisłym biustem, który opada na jej ogon. Mieszkańcy stolicy i część środowisk artystycznych wyśmiała projekt, a mimo to do dziś można go oglądać w niektórych materiałach promocyjnych Warszawy.
BARTOSZ BATOR: Skąd taki pomysł na film promocyjny o Warszawie?
KACPER SAWICKI: Obserwuję, co dzieje się na rynku reklamowym w Europie Zachodniej. I wiem, że poszukuje się niestandardowych rozwiązań na prezentację wielkich metropolii. Na przykład w reklamówkach miast Turcji, Włoch czy Chorwacji próżno wypatrywać miejsc znanych z pocztówek. Stąd taki, a nie inny film o Warszawie.
Czy pole kapusty, bary mleczne i blokowiska mogą zachęcić zagranicznych turystów do odwiedzin stolicy?
Nie mam wątpliwości, że tak. Nie sądzę, by lepszy skutek odniosło chwalenie się perfekcyjną scenografią z lat 50., którą jest nasza Starówka.
Ale w środku Warszawy nie ma pola kapusty, które pan pokazuje.
Przecież kwestia, gdzie znajduje się centrum stolicy, jest dyskusyjna. Dla jednych są to okolice Pałacu Kultury i Nauki, dla innych - Stare Miasto. Pola pełne kapusty znaleźliśmy w Alejach Jerozolimskich przy wyjeździe na Pruszków oraz na Kabatach.
Wiele osób twierdzi, że pański film fałszuje obraz Warszawy. Uważa też, że zestawianie pól kapusty z konkursem chopinowskim wręcz graniczy z profanacją.
Absolutnie nie chcieliśmy nikogo urażać. Zgadzam się, że jest to film kontrowersyjny. Ale to dobrze. Gdybyśmy pokazali same Łazienki, Zamek Królewski czy Nowy Świat, na pewno nie rozgorzałaby tak gorąca dyskusja. I na pewno filmu nie obejrzałoby tak wiele osób.
Kacper Sawicki, producent filmu reklamującego stolicę z firmy Papaya Films
Piotr Czarnowski, prezes First Public Relations: Film Odrodzeni w kulturze prezentujący nasze miasto jest pełen banałów, ogólników i nie wiadomo, do kogo jest skierowany. Moim zdaniem utrwala znane stereotypy na nasz temat. Przeraża mnie, że jego autorzy widzą Warszawę poprzez bary mleczne i blokowiska, i nie rozumiem, dlaczego to one, według twórcy, mają być atrakcją kulturalną Warszawy. Po obejrzeniu tego filmu na miejscu Belga, Francuza czy Brytyjczyka nie przyjechałbym do Warszawy.
Rafał Betlejewski, twórca kampanii "Wybieram Polskę": Określiłbym ten film jako studencką zabawę kamerą. Jest on bardzo nieprofesjonalny. Zresztą cała strona internetowa, na której się znalazł, również. Każdy, kto nie jest zorientowany w sprawie starań Warszawy o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, na pewno nie dowie się niczego konkretnego o naszej stolicy. Zagraniczni turyści także. Autorzy pokazali m.in. kapele uliczne i skaterów, a więc skupili się na ludziach, którzy tworzą to miasto niejako na własny rachunek, zapominając o najnowszych inwestycjach, a to przecież one zmieniają stolicę w prawdziwą europejską metropolię.
Wojciech Mann, dziennikarz muzyczny: Zestawione obrazki Warszawy, jakie widzimy na filmie, są absurdalne. Gdybyśmy uznali, że grupą docelową odbiorów tego filmu są Wietnamczycy uwielbiający muzykę poważną i bigos, to jest to strzał w dziesiątkę. To tak, jakby przyjść na pierwszą wizytę do narzeczonej ze specjalnie nieumytymi zębami i w brudnych gaciach. Nawet jeżeli na co dzień takie nosimy, to na tę specjalną okazję warto jednak założyć czyste. Ja widziałem sporo miast na świecie i każde z nich można pokazać ohydnie, bo każde miasto ma swoje wstydliwe strony. Nie pamiętam jednak, żeby Londyn, Nowy Jork czy Paryż promowały się przy pomocy slumsów i wypalonych, zapuszczonych domów. Raczej ich zareklamowaniu służą wieża Eiffla, Times Square czy inne reprezentacyjne miejsca. To jest zabieg, jaki stosuje się w promocji od lat. Nie jestem natomiast przekonany, czy kapusta i slumsy przyciągną do Warszawy cudzoziemców.