To była największa tragedia w polskim górnictwie od prawie 30 lat. Wybuch metanu i pyłu węglowego zabił 23 górników - najmłodszy z nich miał 21 lat, najstarszy - 59 lat.

Ratownicy, którzy szli z pomocą zaginionym, wierzyli, że wyprowadzą ich na powierzchnię żywych. Wierzyli, choć wiadomo było, że eksplozja zmieniła wyrobisko w piekło. Kilka godzin po wybuchu nie dało się tam zejść - stężenie metanu wciąż było zbyt wysokie.

Reklama

Wszystkich przy nadziei utrzymywała historia Zbigniewa Nowaka, który w lutym 2006 roku przeżył 111 godzin, uwięziony pod ziemią po tąpnięciu. Jednak tym razem cudu nie było. 23 listopada ratownicy wydobyli na powierzchnię ostatnie ciała górników. To był koniec trwającej 38 godzin akcji ratowniczej. Wszyscy, którzy brali w niej udział, mówią, że do końca życia będą mieli przed oczami obraz wyrobiska zniszczonego przez wybuch. I twarze rodzin, czekających przed kopalnią na wieści o swoich bliskich.

Śledztwo, które wszczęto zaraz po tragedii, wciąż trwa. Na razie zarzuty usłyszało 18 osób. Okazało się, że w kopalni nie przestrzegano zasad bezpieczeństwa - fałszowano dokumenty, wysyłano ludzi pod ziemię, choć wiedziano, że stężenie pyłu węglowego jest zbyt wysokie. Ludzi narażano dla pieniędzy.

Dziś cała Ruda Śląska wspomina tragedię. W kościele Matki Bożej Różańcowej odprawiona została msza w intencji zabitych. Udział wziął w niej m.in. wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak.