Podobnej kary prokurator zażąda dla głównego inżyniera do spraw wentylacji. "Gazeta Wyborcza" pisze, że z akt śledztwa wynika, że w kopalni wszyscy mówili o niebezpiecznym chodniku, w którym doszło do wybuchu metanu. Wcześniej DZIENNIK pisał o tym, że stężenia gazów w szybach wielokrotnie przewyższało dopuszczalne normy.
Kilkunastu sztygarom i nadsztygarom już postawiono podobne zarzuty: celowe narażenie górników na utratę zdrowia i życia, fałszowanie odczytów i poświadczenie nieprawdy w dokumentach - pisze "Gazeta Wyborcza".
>>> Jak narażano górników z "Halemby" na utratę zdrowia i życia
Gazeta szczegółowo opisuje też kupisy samego śledztwa. Dyrektor "Halemby" Kazimierz D. miał odmawiać składania wyjaśnień. Był ponoć zaskoczony, gdy usłyszał zarzuty i zdziwiony, gdy się dowiedział, że trafi do aresztu. Spędził tam trzy miesiące. Wyszedł za kaucją.
Przy poprzednich katastrofach w kopalniach zazwyczaj kończyło się na uniewinnieniu, umorzeniu z braku dowodów winy albo karaniu płotek - przypomina "Gazeta Wyborcza".
Tragedia w kopalni "Halemba", gdzie dwa lata temu wybuch metanu zabił 23 górników, w końcu będzie rozliczona przed sądem. 27 osób usiądzie na ławie oskarżonych. Wśród nich będzie dyrektor, któremu zarzuca się, że w pogoni za zyskiem narażał ludzi na śmierć. Grozi mu za to nawet 12 lat więzienia.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama