Ponad 10 tys. funkcjonariuszy i najnowocześniejszy sprzęt szpiegowski - zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom uroczystości pogrzebowych było największą operacją w historii polskich służb. Koszt też niebagatelny: 5 - 10 mln zł, które zapłacą kancelaria premiera i Komenda Główna Policji.

Przyjechali z całej Polski i wszystkich służb. W mundurach, ale i po cywilnemu, wmieszani w tłum. Pod Wawel został skierowany najnowocześniejszy sprzęt, np. tzw. jaskółki, czyli samochody z wyposażeniem do podsłuchów. - Każdy działający w ich pobliżu telefon można podsłuchać - mówi jeden z naszych rozmówców.

Już od soboty służby miały mieć "oczy i uszy otwarte na jakiekolwiek podejrzane działania". Oficerowie ABW bardziej niż zwykle nadzorowali mniejszości, np. czeczeńskie. "Za najbardziej realny scenariusz uznaliśmy taki, w którym pojedyńczy fanatyk detonuje bombę w tłumie. Bezpośrednich ofiar wybuchu byłoby niewiele, ale panika mogłaby kosztować wiele" - mówi oficer.



Reklama

W MSWiA poważnie zastanawiano się nad przywróceniem kontroli na granicach. Taką możliwość daje w specjalnych wypadkach układ z Schenegen. Ostatecznie pomysł odrzucono.

Odpowiadający za finanse zastępca komendanta głównego policji Andrzej Trela rozesłał już w poniedziałek pismo, że KGP pokryje każdy wydatek związany z uroczystościami. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wystawiało faktury na kancelarię premiera. - Staramy się, aby te pieniądze racjonalnie wydawać. Ale jest to taka chwila, że na nic nie może zabraknąć - mówi kom. Trela.