Robert Gwiazdowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha, mieszka w Warszawie od urodzenia. "I chwalę sobie stolicę. To naprawdę świetne miejsce, by osiągnąć sukces: zawodowy i ekonomiczny" - mówi Gwiazdowski. I rzeczywiście, jak pokazuje najnowszy raport Głównego Urzędu Statystycznego "Regiony Polski 2009", to na Mazowszu - czyli tak naprawdę w Warszawie - zarabia się jak nigdzie indziej w Polsce: przeciętnie 4 tysiące złotych brutto, podczas gdy średnia krajowa jest blisko o tysiąc złotych niższa. Tu jest też najmniejsze bezrobocie (niecałe 7 proc., w pozostałych częściach kraju to blisko 11 proc.).

Reklama

Trzeba za to jednak słono zapłacić: przeciętny mieszkaniec Mazowsza przepracowuje rocznie 1720 godzin. To najwięcej w Polsce, w innych regionach normą jest praca w wymiarze nawet o blisko 100 godzin mniejszym. "Cierpi na tym rodzina. Z powodu mniejszej ilości wolnego czasu rzadziej zawierane są małżeństwa i nie rodzi się tu tak dużo dzieci jak w innych regionach Polski" - wyjaśnia socjolog Andrzej Rychard. "Właśnie dlatego wiele osób rezygnuje z takiego typu życia i decyduje się wyjechać z Warszawy w poszukiwania spokoju" - dodaje socjolog.

Taki właśnie wyjazd marzy się już Gwiazdowskiemu. "Za dużo czasu tracę na pracę, na dojazdy do pracy, a za mało mam go na życie" - twierdzi ekonomista i dodaje, że planuje wyprowadzkę na spokojniejsze, choć biedniejsze Mazury. Najpopularniejsze kierunki migracji z dużych miast to obok wspomnianych Mazur, woj. podlaskie i Podkarpacie.

A jest ku czemu dążyć. Z danych GUS okazuje się, że choć są to regiony raczej biedne (ich PKB to wciąż zaledwie 35-45 średniej unijnej, gdy na Mazowszu udało się osiągnąć już 85 procent wyników z krajów całej Unii Europejskiej), to właśnie tam żyje się najdłużej i najmniej osób umiera z powodu chorób cywilizacyjnych.

Szczególnie mocno widać to w przypadku Podkarpacia. Przeciętny mieszkaniec tego województwa nie tylko ma mniejsze szanse umrzeć z powodu nowotworów (tylko 200 osób na 10 tysięcy mieszkańców, dla porównania na Śląsku jest to aż 275 osób), ale do tego mężczyźni żyją tam średnio nieco ponad 73 lata. To najlepszy wynik w Polsce, gdzie przeciętna długość życia mężczyzny wynosi 71,3 lat. Mieszkanki Podkarpacia też są długowieczne - 81 lat w stosunku do średniej krajowej: 80 lat.

czytaj dalej



Reklama

"Badania dowodzą, że decydujący wpływ na długość życia ma nie tyle genetyka i służba zdrowia, ale środowisko i styl życia" - tłumaczy Krzysztof Fudalej, lekarz internista z Jasła. "Nasz region stopniowo się zmienia, ale wciąż ma mocno rolniczy charakter. Sporo ludzi mieszka na wsi, odżywia się niskoprzetworzoną żywnością, a fast foodów u nas na szczęście też jak na lekarstwo" - dodaje lekarz.

Na Podkarpaciu jest też wysoki odsetek nowych małżeństw, rodzących się dzieci i mała liczba rozwodów. Pod tym względem jednak najwyższe wyniki mają województwa pomorskie i wielkopolskie. To tam rodzi się najwięcej dzieci (przyrost naturalny wynosi ponad 2 procent, a średnia dla całego kraju 0,9 proc.) i zawieranych jest najwięcej małżeństw (ponad 7,3 na tysiąc osób). "Piękne tu u nas jest: morze, jeziora, a nawet pagórki. Więc nawet jak niebogato, to ludziom chce się rodziny zakładać, dzieci się rodzą i w ogóle dobrze się żyje" - zapewnia Bogdan Żabiński, sołtys ze wsi Nietkowa koło Ustki, który został uznany za sołtysa 2009 roku.

Mieszkańcy Pomorza mają też jedne z wyższych w kraju wydatki na kulturę. W ubiegłym roku na każde tysiąc mieszkańców sprzedano tam blisko 1300 biletów do kina i ponad 300 do teatru. "Od zawsze mieliśmy tu przecież tradycję bogatego życia kulturalnego" - przekonuje profesor Rychard, który z urodzenia jest gdańszczaninem.

Okazuje się jednak, że kulturalna tradycja nie działa w przypadku Łodzi. Choć kojarzona z filmem, to mieszkańcy województwa na tej rozrywce mocno oszczędzają - w ubiegłym roku na 1000 mieszkańców sprzedało się tam zaledwie niecałe 770 biletów do kina. To niestety niejedyny wskaźnik, w którym ten region wyróżnia się na niekorzyść. To właśnie w Łódzkiem umiera się najmłodziej, najwięcej osób w całej Polsce umiera tu na raka i choroby układu krążenia. Ślubów jest tam tyle co kot napłakał, a dzieci prawie nie ma. Efekt: ujemny przyrost naturalny (aż -2,3 procent). "Strasznie to smutne, ale niestety tak właśnie jest w tej naszej Łodzi. Młodzi, zdrowi i prężni uciekają do pracy do innych miast, więc zostają starzy i schorowani. A oni nie mogą poprawić wizerunku regionu" - mówi nam aktor Maciej Kozłowski, znany m.in. z filmu "Kroll". "Z całym tym województwem jest zresztą jak z samą Łodzią: piękną Piotrowska, a reszta slumsy" - dodaje aktor.