Niewiele brakowało, a meczu w ogóle nie udałoby się dokończyć. Jeśli Kazachowie odmówiliby dokończenia spotkania w niedzielę, ostatnie 40 minut mogło być rozegrane nawet za kilka tygodni. Działacze Polskiego Związku Piłki Nożnej i delegat techniczny UEFA nerwowo biegali po boisku, a trybuny kipiały ze złości. Nic dziwnego, w końcu niektórzy kibice zapłacili za bilety 400 złotych. Nie dość, że ceny wejściówek na niezadaszony obiekt były horrendalne, to fani musieli być świadkami zamieszania z oświetleniem.

"Zarówno na związek, jak i organizatorów spotkania nie spadną żadne kary. Delegat UEFA i sędziowie okazali się wyrozumiałymi ludźmi" - uspokaja prezes PZPN Michał Listkiewicz. Przedstawiciele firmy STOEN, która dostarcza prąd na stadion Legii, obarczają winą organizatorów meczu. I wygląda na to, że mają rację. "Przyczyną awarii było uszkodzenie izolacji w rozdzielni wewnętrznej, co spowodowało zwarcie i wysadzenie bezpieczników na stadionie. Źródło tego zamieszania z pewnością znajdowało się na terenie stadionu" - potwierdza w rozmowie "Faktem" dyżurny techniczny miasta stołecznego Warszawy. "Z naszych ustaleń wynika, że awarię oświetlenia mogły wywołać promienniki ciepła, które włączono, by ogrzewały lożę honorową. Ten dodatkowy pobór prądu spowodował przegrzanie instalacji elektrycznej" - dodaje.

Awaria prądu nieoczekiwanie pomogła naszym reprezentantom. Po przerwie wrócili na boisko odmienieni i niesamowicie zmobilizowani. "Światło gasi się zazwyczaj wtedy, kiedy ludzie idą spać, a my właśnie się w tym momencie obudziliśmy" - wyjaśnił ze śmiechem bohater meczu Polska - Kazachstan Euzebiusz Smolarek.