W środę Sąd Najwyższy oddalił kasację obrony jako "oczywiście bezzasadną". Oznacza to zakończenie przed polskimi sądami trwającej od 1994 roku, jednej z najdłuższych spraw o przestępstwo aparatu władzy PRL. Obrona zapowiada jeszcze skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu oraz wniosek o wstrzymanie wykonania kary.
3 maja 1983 r., podczas zajść ulicznych na warszawskiej Starówce, ludzie Misztala wtargnęli na teren klasztoru przy kościele pw. św. Marcina, gdzie mieścił się prymasowski komitet pomocy. Pobili jego pracowników (w tym poetkę Barbarę Sadowską, matkę śmiertelnie pobitego kilka dni później przez MO Grzegorza Przemyka), zdemolowali pomieszczenia i zabrali sześć osób. Bijąc, obrażając i grożąc śmiercią, milicjanci wywieźli je do lasu. Tam wieczorem je wypuszczono - bez wierzchnich okryć i dokumentów.
Proces ruszył w 1994 r. Misztala oskarżono o to, że na jego bezprawne polecenie milicjanci, którymi kierował Smuga, wywieźli do lasu sześć osób. Podsądni, którym groziło do 10 lat więzienia, nie przyznawali się do zarzutów. Misztal zeznawał, że jego grupa, goniąc rozrzucających ulotki, wpadła na jakieś podwórko, gdzie natknęła się na grupę osób "uzbrojonych w łopaty". "Wydałem polecenie, by podjąć walkę" - mówił Misztal. Podkreślał, że wywiezienie zatrzymanych polecił mu milicyjny sztab; przypominał, że otrzymał naganę za całą akcję.
Sprawę umorzono w 1995 r. z powodu ustawy z 1989 r. o abolicji. Sąd wyższej instancji zwrócił jednak sprawę I instancji. Od tego czasu proces kilka razy ruszał od nowa, głównie z powodów proceduralnych.
W 2006 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał Misztala i Smugę za "bezprawne pozbawienie wolności ze szczególnym udręczeniem" na dwa i pół oraz dwa lata więzienia, uznając ich za winnych zbrodni komunistycznej. Gdyby nie amnestia z 1989 r., kary byłyby dwa razy wyższe. SR przyjął, iż Misztal był jedynie wykonawcą, a nie projektodawcą akcji - ze względu na odmowę składania wyjaśnień nie można było ustalić, kto za nią stał. W 2007 r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił apelacje obrony.
"To nie była planowana akcja, lecz przypadkowa" - dowodził obrońca Misztala mec. Jerzy Jamka w kasacji do SN. W 2008 r. SN wstrzymał na wniosek obrony wykonanie kary (Misztal odsiedział siedem miesięcy).
W kwietniu 2009 r. SN uchylił wyrok skazujący. Uznał, że SO powinien był dostrzec, że podsądnych oskarżono tylko o "pozbawienie wolności" i to dopiero od doprowadzenia zatrzymanych do ciężarówki MO. SN podkreślił, że nie zarzucono im bicia i szarpania na terenie kościelnym, o co podejrzewano "szeregowych milicjantów". Według SN, SR wyszedł zatem "poza granicę oskarżenia, co SO musi skorygować". SN polecił też SO zbadać, czy akcja była zaplanowana odgórnie - a tezie tej przeczą zeznania porwanych, którzy mówili, że milicjanci "nie wiedzieli, co z nami zrobić".
W sierpniu 2009 r. SO utrzymał wyrok skazujący, łagodząc kary do dwóch lat oraz półtora roku. Ustalenia SR uznano za prawidłowe, bo słusznie dał on wiarę pokrzywdzonym, a nie milicjantom. "Doszło do przygotowanej i zaplanowanej akcji na terenie kościoła" - uzasadniała sędzia Katarzyna Wróblewska. Dodała, że nie za to najście skazano podsądnych. Uwzględniając uwagi SN, SO wyeliminował z opisu czynu zarzuty co do akcji w klasztorze - stąd niższe kary. Sędzia przyznała, że są wątpliwości, czy wywiezienie osób było zaplanowane. Przypomniała zarazem, że Misztal przyznawał, iż polecił wywieźć te osoby, a nie mógł się skutecznie zasłaniać rozkazami sztabu.
Obrona złożyła kasację do SN, domagając się zwrotu sprawy do SR. Mec. Jamka mówił w SN, że zmieniając opis czynu, SO naruszył prawo do dwuinstancyjności procesu oraz że nie uwzględnił wszystkich wytycznych SN. "Winą oskarżonych było to, że byli wtedy funkcjonariuszami" - wtórował mu drugi obrońca. "Moją winą było, że tego dnia byłem w pracy" - oświadczył sam Misztal.
Prok. Jerzy Engelking wnosił by SN oddalił kasację jaka "oczywiście bezzasadną". Podkreślał, że SO mógł zmodyfikować opis czynu oraz że spełnił on zalecenia SN.
Trzyosobowy skład SN podzielił wniosek Engelkinga. W ustnym uzasadnieniu rozstrzygnięcia sędzia SN Waldemar Płóciennik podkreślił, że SO postąpił zgodnie z regułami, bo można zmieniać opis czynu w sądzie II instancji. "Zatrzymanie było oczywiście nielegalne, bo żaden ówczesny przepis nie pozwalał wywozić ludzi do lasu" - dodał sędzia. Podkreślił, że do uznania winy podsądnych wystarczały ich wyjaśnienia z pierwszego procesu, gdy mówili o podejmowaniu przez siebie decyzji w sprawie.
"Naturalnie będzie skarga do Strasburga, bo sprawa nie jest wcale oczywista, a Misztal nie popełnił przestępstwa" - mówił mec. Jamka dziennikarzom. "Winny jest rottweiler, czy ten kto nim poszczuł?" - dopowiedział sam Misztal.
Był on twórcą i pierwszym szefem milicyjnej brygady antyterrorystycznej. Jego ludzie m.in. "odblokowywali" jesienią 1981 r. strajkującą Wyższą Oficerską Szkołę Pożarniczą w Warszawie, udaremniali porwania samolotów, zatrzymywali działaczy podziemia; ochraniali też Jana Pawła II podczas jego wizyt w Polsce. Po 1992 r. Misztal (jako policyjny emeryt) utworzył firmę ochroniarską, która m.in. ochraniała w Polsce Władimira Żyrinowskiego. Po pierwszym prawomocnym wyroku stracił możliwość kierowania firmą - prawo zakazuje tego osobom karanym.