Tym samym Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił zarówno apelację złożoną przez pełnomocnika pokrzywdzonego profesora, jak i apelację obrony oskarżonego. Sąd uznał, że pana działanie wpisuje się w chuligański wybryk, który należy szczególnie piętnować i wymaga on surowej reakcji ze strony wymiaru sprawiedliwości - mówiła do skazanego sędzia Joanna Hut w uzasadnieniu piątkowego wyroku.
Sąd okręgowy nie uwzględnił argumentów pełnomocnika pokrzywdzonego, który wnosił o zmianę kwalifikacji czynu - z pobicia na agresję z pobudek dyskryminacyjnych i ksenofobicznych. Zdaniem sądu postępowanie dowodowe w sprawie nie pozwala na przyjęcie bez wątpliwości tego rodzaju motywacji sprawcy.
Sąd przyjął, że stan nietrzeźwości, długotrwałe pozostawanie pod wpływem alkoholu oraz nadpobudliwość wywołały u oskarżonego działania agresywne - oceniła sędzia Hut. Dodała, że z zeznań pokrzywdzonego oraz świadków wynika, iż uwaga sprawcy była skupiona wyłącznie na prof. Kochanowskim, zaś niemiecki profesor towarzyszący pokrzywdzonemu nie stał się celem agresji.
Sąd nie uwzględnił też wniosków obrony oskarżonego o złagodzenie wyroku I instancji. Skazany - na co wskazywała obrona - od początku przyznawał się do winy, wyraził skruchę, przeprosił i zapewniał, że nie jest rasistą. Jednak jak zaznaczyła sędzia Hut okoliczności podnoszone przez obronę zostały wzięte pod uwagę przez sąd I instancji, podobnie jak okoliczności obciążające - więc nie można mówić o niewspółmierności kary.
Wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli w tej sprawie zapadł w połowie marca. Sąd orzekł wtedy też, że skazany musi wypłacić profesorowi 1000 zł nawiązki. Sąd rejonowy wskazywał w marcu, że R. był już wcześniej karany i nie wyciągnął z tego wniosków. W ocenie sądu, w tej sytuacji tylko kara bezwzględnego pozbawienia wolności jest adekwatna - ocenił SR. Zaznaczał, że oskarżony jest osobą zdemoralizowaną, wymaga dłuższej resocjalizacji w warunkach izolacji więziennej.
Do pobicia doszło we wrześniu 2016 r., w tramwaju, którym profesor jechał razem ze swoim kolegą, profesorem z Jeny; rozmawiali po niemiecku. Piotr R. - na co wskazywali świadkowie - był pod wpływem alkoholu. Najpierw zażądał od profesora, żeby przestał mówić po niemiecku, następnie uderzył go głową w twarz. Kochanowski sam sprawę zgłosił policji; trafił do szpitala - rana okolic łuku brwiowego wymagała zszycia. R. został zatrzymany m.in. dzięki policjantowi z Ochoty, który rozpoznał go na jednym ze zdjęć. Okazało się, że był wcześniej kilkukrotnie karany i znany policji m.in. w związku z kradzieżami.
Pokrzywdzony profesor przed sądem rejonowym wnioskował o bardziej wychowawczą karę - uwzględniającą możliwość prac społecznych i skierowanie R. na terapię przeciw agresji oraz działaniom dyskryminacyjnym. Sugerował, że oskarżony mógłby pracować na rzecz cmentarza żydowskiego lub ewangelicko-augsburskiego. Kwalifikacja czynu, która ostała się w wyroku II instancji, nie odzwierciedla pełnej zawartości kryminalnej tego czynu" - powiedział dziennikarzom po piątkowym orzeczeniu pełnomocnik pokrzywdzonego mec. Arkadiusz Matusiak.
Obserwatorem sprawy byli przedstawiciele Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, którzy popierali wnioski oskarżyciela posiłkowego. Wyrok ten będzie jednak dużym sygnałem, że nie ma przyzwolenia na to, aby ktoś za mówienie w języku niemieckim był bity - skomentował przedstawiciel HFPC Jarosław Jagura.