Sędziowie ciągle orzekają na podstawie prawa, w którym znaleźć możemy obce porządki prawne. Nie jest to jednak dla naszego kraju sytuacja zupełnie nowa, bo w samym XX w. mieliśmy z nią do czynienia przynajmniej dwukrotnie.

Pomysł na unifikację

Wraz z upadkiem I Rzeczpospolitej treść przepisów obowiązujących na ziemiach polskich musiała zależeć od interesów państw ościennych. Skutkiem tego w chwili odzyskania niepodległości funkcjonowały cztery odrębne porządki prawne, a ten oryginalny krajowy trzeba było dopiero budować. Reformą zajęła się Komisja Kodyfikacyjna powołana 3 czerwca 1919 r. przez Sejm Ustawodawczy. Nowy organ musiał wybrać jedną z trzech dróg działania. Mógł pozostawić dotychczasowe prawa zaborcze jako obowiązujące w poszczególnych „dzielnicach”, usuwając jednocześnie potencjalne konflikty między nimi; rozciągnąć obowiązywanie jednego z porządków prawnych na terytorium całego państwa bądź opracować własne akty prawne (co też wybrano). Unifikacja samego systemu sądownictwa zajęła całą dekadę, a funkcjonujący do tego czasu porządek prawny opierał się de facto na istniejących już wzorcach. Były wprawdzie obce, ale też sprawdzone.

Cztery porządki prawne...

Reklama
Jak taki tygiel wyglądał w praktyce? Dość wskazać, że na gruncie prawa cywilnego obowiązywał niemiecki kodeks cywilny (BGB) z 1896 r., w byłym zaborze austriackim była to część I Powszechnej Księgi Ustaw Cywilnych Austriackich z 1811 r. (ABGB par. 15–284). Wyjątkiem były Spisz i Orawa, gdzie górę aż do 1922 r. brały przepisy węgierskie. Z kolei na terenie byłej Kongresówki prawo cywilne oparte było na wzorcach francuskich (Kodeks Napoleona i Kodeks cywilny Królestwa Polskiego z 1825 r.) i rosyjskich (tom X cz. I Zbioru Praw Cesarstwa Rosyjskiego).
Podobna sytuacja dotyczyła prawa karnego, gdzie do tego w byłym zaborze rosyjskim obowiązywały przepisy niemieckich i austriackich władz okupacyjnych, a także regulacje „przechodnie” wydane przez Tymczasową Radę Stanu Królestwa Polskiego. W poszczególnych zaborach różniły się też przepisy podatkowe.

...przekuły się w jeden

Mając to na uwadze, tym większe wydają się osiągnięcia Komisji Kodyfikacyjnej, która w ciągu ponad 20 lat swojej pracy przyczyniła się do uchwalenia m.in: kodeksu postępowania cywilnego z 1928 r., kodeksu karnego „Makarewicza” z 1932 r., kodeksu zobowiązań z 1933 r., kodeksu handlowego z 1934 r., prawa autorskiego z 1926 r. czy sądowego prawa egzekucyjnego z 1932 r. Mimo że komisja opracowała także kolejne projekty, to unifikacja prawa cywilnego nie mogła zostać zakończona. Wybuchła II wojna światowa, która oznaczała dla Polski całkowitą zmianę zarówno ustroju, jak i porządku prawnego.

Zaczynamy od początku

O ile proces unifikacji prawa cywilnego (na podstawie prac Komisji Kodyfikacyjnej) został ostatecznie dokończony (do 1946 r.) przez Polską Partię Robotniczą, o tyle nie miało to już większego praktycznego znaczenia. Wraz z przejęciem władzy przez komunistów zmieniło się bowiem samo rozumienie prawa, a jak narzekał wiceminister sprawiedliwości Leon Chajn – nie nadążali za tym przedwojenni sędziowie. W artykule „Sądy i prasa” opublikowanym w „Demokratycznym Przeglądzie Prawniczym” z listopada 1945 r. utyskiwał, że wielu sędziów ciągle stoi „na straży reakcji”. Część doskonale rozumiała nowe zadania, na co wskazywał przykład Sądu Apelacyjnego w Krakowie, gdzie zorganizowano konferencję z kupcami 25 października 1945 r. Jej efektem była decyzja o obniżce cen cukru. Dopóki jednak sądownictwo było oparte na prawnikach przedwojennych, dopóty należało wybrać inną drogę.

Podgryzanie starego porządku

To w przypadku sędziów oznaczało m.in. możliwość przenoszenia ich do innego okręgu czy mianowania prezesów sądów bez ich zgody (dekret z 4 listopada 1944 r.). Z kolei 22 stycznia 1946 r. zgodnie z dekretem o wyjątkowym dopuszczaniu do obejmowania stanowisk sędziowskich, prokuratorskich i notarialnych oraz do wpisywania się na listy adwokatów, wprowadzono pojęcie rękojmi należytego wykonywania obowiązków sędziowskich lub prokuratorskich. Niezawisłość sędziowska była więc znoszona etapami tak, aby nowe władze miały pełną gwarancję, że będą oni rozumieć swoje nowe zadania.
Podobnie rozwiązywano problemy z przedwojennymi przepisami. Z jednej strony nie tylko zunifikowano do końca prawo cywilne, ale też nie uchylono formalnie kodeksu karnego z 1932 r. Z drugiej jednak strony wybrana została inna droga. W prawie karnym wszystko zaczęło się, gdy Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego zgodnie z art. 7 porozumienia polsko-sowieckiego z 26 lipca 1944 r. przyznał ZSRR prawo do karania naszych obywateli zgodnie z radzieckimi przepisami.
Następnym wyłomem był kodeks karny wojskowy z 23 września 1944 r., który zgodnie ze wzorcami radzieckimi pozwalał na karanie cywilów według reguł panujących w polskiej armii. Najczęstszą karą za przestępstwa była śmierć. Kolejny okazał się dekret o ochronie państwa z 30 października 1944 r., na podstawie którego karana śmiercią była m.in. przynależność do podziemia niepodległościowego. Podobną logikę prezentował dekret o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa z 16 listopada 1945 r. i tzw. mały kodeks karny z 13 czerwca 1946 r. Co więcej, obywatel, który wprawdzie nie naruszył żadnego z powyższych przepisów, ale „jego działanie pozostaje w związku ze wstrętem do pracy”, mógł trafić bez żadnego postępowania sądowego na dwa lata do obozu pracy. Mimo formalnego obowiązywania przepisów przedwojennych do porządku prawnego tylnymi drzwiami weszły więc klasyczne wzorce radzieckie. Podobnie rozwiązano problemy na gruncie prawa cywilnego. Przykładem jest nacjonalizacja przemysłu, którą Leon Chajn uznał za „normalizację stosunków własnościowych”. Podkreślano, że wprowadzono w ten sposób całkowite upaństwowienie przejętych przedsiębiorstw „w celu ich eksploatacji na zasadach gospodarki planowej, ogólnopaństwowej z wykluczeniem indywidualnej ingerencji”. Mimo deklaracji nie wypłacano jednak w praktyce odszkodowań za odebrany majątek. Równie luźno potraktowano obietnice rządowe w komunalizującym stołeczne grunty dekrecie Bieruta czy inspirowanej przez Stalina reformie rolnej.
Przepisy karne oraz cywilne zostały wprawdzie ponownie skodyfikowane przez władzę komunistyczną (odpowiednio w 1969 r. i 1964 r.), ale ich treść oddała już nowy porządek prawny oparty na wzorcach zbudowanych w pierwszych latach funkcjonowania Polski Ludowej. Tym bardziej że Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego w 1947 r. uznało, że orzecznictwo i zasady prawne przedwojennej Polski nie mają już mocy prawnej, lecz historyczną. Dodatkowo nie mogły się one kłócić z zasadami wprowadzanymi przez nowy ustrój.

Która konstytucja obowiązywała?

Zagmatwana okazuje się nawet sprawa tego, która konstytucja obowiązywała w pierwszych latach budowania nowego ustroju. Z jednej strony komuniści odwoływali się do nigdzie niedefiniowanych „podstawowych założeń Konstytucji marcowej”, a z drugiej strony konsekwentnie wprowadzali własne rozwiązania. Ma to o tyle znaczenie, że sądy administracyjne badające obecnie sprawy związane z reformą rolną, dekretem nacjonalizacyjnym czy tzw. dekretem warszwskim orzekają na podstawie art. 241 par. 5 konstytucji z 1997 r. Ten każe brać pod uwagę ustawę zasadniczą obowiązującą „w dniu rozpoczęcia sprawy”. Co to oznacza dla badania okresu, gdy dokonywano rewolucyjnych zmian w prawie, często nie dbając o ich formalną podstawę? Ni mniej, ni więcej tylko sędziowski ból głowy.
Przykładem są sprawy nacjonalizacyjne, gdzie sami skarżący są podzieleni pomiędzy twierdzeniem, że obowiązywała Konstytucja kwietniowa z 1935 r. (taki pogląd prezentuje nawet Robert Majka, obecny sędzia Trybunału Stanu) bądź Konstytucja marcowa z 1921 r.
Naczelny Sąd Administracyjny wydał 15 lipca 2004 r. wyrok iście salamonowy (sygn. akt OSK 617/04), uznając, że w dniu wydawania ustawy nacjonalizacyjnej Konstytucja kwietniowa w ogóle nie obowiązywała, a ustawa marcowa tylko w zakresie jej podstawowych założeń. Zdaniem NSA istotna była ustawa z 11 września 1944 r. o organizacji i zakresie działania rad narodowych, której art. 26 dawał Krajowej Radzie Narodowej legitymizację do wydania ustawy nacjonalizacyjnej. Podobne wnioski można wysnuć z uchwały Trybunału Konstytucyjnego z 17 maja 1997 r. (sygn. akt W 7/96).
Z kolei NSA w uchwale wydanej 5 listopada 2007 r. (sygn. akt I OPS 2/07) uznał, że cała Konstytucja marcowa obowiązywała w „okresie lubelskim” (lata 1944–47). W związku z tym należy brać pod uwagę jej art. 99, który chronił nienaruszalność własności indywidualnej. Jeszcze inaczej do problemu podszedł Sąd Apelacyjny w Lublinie w wyroku z 4 kwietnia 2000 r. (sygn. akt II AKA 26/00). Badając pozew osoby domagającej się odszkodowania za niesłuszne skazanie przez Delegaturę Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym (na gruncie Małej konstytucji z 1947 r.), przyznał on rację skarżącemu, uznając, że obie ustawy zasadnicze wprost stwierdzały, że wymiar sprawiedliwości sprawują sądy. Skazanie przez organ pozasądowy było więc naruszeniem obowiązujących wtedy przepisów.

Co z tego zostało?

Mimo upadku ustroju komunistycznego wiele z uchwalonych wtedy aktów prawnych ciągle obowiązuje, choć dzięki permanentnym ich nowelizacjom w ogóle nie przypominają już oryginału. Przykładem jest kodeks cywilny z 1964 r. Pozostawiono w nim dla przykładu ogólne klauzule generalne, które zgodnie z ich pierwotnym założeniem miały ograniczać swobodne korzystanie z prawa własności (jak klauzula zasad współżycia społecznego). Przepis nie został wprawdzie zmieniony, ale jego rolę ogranicza orzecznictwo, np. Sąd Najwyższy w wyroku z 15 lutego 2017 r., sygn. akt II CSK 236/16. Dopiero w tym roku przy okazji wdrażania przepisów prawa przedsiębiorców zmieniano też pięć uchwalonych jeszcze w PRL ustaw (m.in. ustawę z 17 grudnia 1977 r. o polskiej strefie rybołóstwa). Jeszcze w ubiegłym roku odwoływały się one do Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, na co w petycji do Sejmu wskazywało stowarzyszenie NaprawMy.
O ile jednak wzorce sowieckie w mniejszym lub większym tempie odchodzą już w niepamięć, o tyle np. na gruncie prawa podatkowego polskie regulacje zostały podporządkowane innym, tj. unijnym. Przy wszystkich zaletach, jakie płyną z tego stanu rzeczy, warto pamiętać o wadach, czyli np. absolutnym uzależnieniu ustawy o podatku od towarów i usług od unijnej dyrektywy VAT z 2006 r. Skutkiem tego nie tylko ułatwiona była działalność oszustów wyłudzających podatek (to przyznała sama Komisja Europejska), ale też Polska nie może podjąć samodzielnej decyzji o obniżce np. stawki na dany produkt lub usługę. Czasy suwerenności prawnej odeszły więc już do lamusa, ale Polska ma bogate doświadczenie w tym, jak radzić sobie z tym problemem.