p

Roman Kuźniar*

Strategiczni partnerzy dla Polski

Wraz z początkiem obecnej dekady w naszym kraju dała się zauważyć fala eurosceptycyzmu, a potem i eurofobii. Punkt kulminacyjny antyeuropejskiej fali nastąpił podczas sprawowania władzy przez egzotyczną koalicję PiS - Samoobrona - LPR. Polska jako świeżo upieczony członek UE zaczęła oponować przeciwko wszystkiemu, co było związane z budową silnej roli i tożsamości Unii Europejskiej, co było paradoksalne, a chwilami wręcz groteskowe. Na dodatek amerykańska polityka bezpieczeństwa całkowicie zdeterminowała zachowanie Polski.

Reklama

Od chwili wygranej partii Donalda Tuska obserwujemy jednak drugi powrót Polski do Europy. Wygląda na to, że obecna polityka proeuropejska znacznie lepiej niż polityka z lat 2005 - 2007 spełnia oczekiwania Polaków. Polacy do tej pory lepiej niż reprezentujący ich politycy orientowali się, co dla Polski jest dobre. Sprzeciwiali się niepotrzebnej wojnie w Iraku. Nie rozumieli wrogości wobec Niemiec, wojen z Unią Europejską, nabzdyczenia w stosunku do Rosji. Dalszy serwilizm wobec USA doprowadził jedynie do nasilenia w społeczeństwie postaw antyamerykańskich. Tak więc ów drugi powrót do Europy został w dużej mierze wymuszony przez polską opinię publiczną. Partie polityczne, które były w opozycji wobec koalicji PiS - Samoobrona - LPR, zrozumiały, że jednym z bardzo ważnych czynników ich legitymizacji i wsparcia jest opowiedzenie się za Europą. Stąd dostosowanie do tych nastrojów Platformy, która miała swój okres wielkiego sceptycyzmu wobec UE.

Obecnie rządzącym nie wolno jednak zapominać o trzech podstawowych celach polskiej polityki zagranicznej. Pewną świadomość tych celów można już zaobserwować w działaniu rządu, ale należy pójść dalej.

Po pierwsze, celem polskiej polityki zagranicznej musi być zbliżenie z Europą i budowanie stabilnych relacji z europejskimi sąsiadami. Jak pisał Jan Nowak-Jeziorański, Polska jest krajem regionalnym, a zarazem częścią Europy, dlatego konieczny jest w naszej polityce zarówno realizm, jak i europatriotyzm. To w Europie, a nie w jakiejkolwiek innej części świata należy rozwiązywać nasze problemy i załatwiać nasze sprawy. Dlatego bardzo cieszy mnie proeuropejski zwrot ministra Radosława Sikorskiego, którego - świadczy o tym jego exposé - można wręcz nazwać najbardziej proeuropejskim ministrem po 1989 roku. Co równie istotne, premier i minister spraw zagranicznych zgadzają się ze sobą w najważniejszych kwestiach. Jak wszyscy pamiętamy, w okresie poprzednich rządów mieliśmy do czynienia z bardzo złą sytuacją rozbieżności poglądów pomiędzy premierem a ministrami spraw zagranicznych i obrony, co doprowadziło do zastąpienia Stefana Mellera i Radosława Sikorskiego urzędnikami całkowicie podległymi braciom Kaczyńskim.

Reklama

Po drugie, fundamentalne znaczenie ma również styl prowadzenia polityki zagranicznej. Należy kontynuować rozpoczętą przez obecny rząd pracę budowy silnej pozycji w stosunkach z innymi krajami. Nie przez walenie pięścią w stół, ale przez stabilną i racjonalną politykę zagraniczną. Jeśli ktoś twierdzi, że polityka zagraniczna jest twardą grą, po prostu nie rozumie, co mówi. Polityka zagraniczna to coś o wiele poważniejszego niż gra. Silna pozycja nie jest rezultatem pojedynku na miny czy walenia butem o pulpit (jak u Chruszczowa) i blokowania tego, co jest w interesie całości, lecz rozważnego, obliczalnego działania, które uwzględnia interesy innych państw. Butne słowa i gesty Kozakiewicza są w polityce szkodzącą pozycji kraju fanfaronadą.

Polska jest dziś bezpieczna, jednak musimy wyciągnąć wnioski z naszej historii. Przed wojną Polska zachowywała się raczej niefrasobliwie, nie potrafiąc się zdecydować, kto jest jej partnerem. Jakich partnerów potrzebuje Polska? Niewielu, ale za to bardzo stabilnych, na których można polegać. Spójrzmy na Ukrainę, która ma 19 strategicznych partnerstw. Oznacza to, że w rzeczywistości ani jedno nie jest strategiczne. Polsce wystarczą w zupełności solidne partnerstwa z dwoma, trzema ważnymi państwami. W doraźnych drugorzędnych sprawach wolno i trzeba rzecz jasna zawierać koalicje z Hiszpanią, Włochami, Szwecją czy kimkolwiek innym. Jednak kraje, z którymi musimy mieć bliskie i stabilne stosunki, to Niemcy i Francja. Niemcy powinny być pierwszym partnerem Polski, nawet jeśli nie jest to łatwy partner. Ze względu na nasze położenie geopolityczne powinniśmy, wbrew kompleksom historycznym, które nierzadko nas dręczą, nauczyć się z nimi współpracować. Wreszcie, po trzecie, nie warto żałować środków na profesjonalną politykę zagraniczną. Budżet naszej polityki zagranicznej jest wciąż dramatycznie niewielki. Procentowo jest to najniższy budżet wśród wszystkich nowych krajów członkowskich Unii Europejskiej, nie wspominając o krajach wyżej rozwiniętych. Na politykę zagraniczną, jeden z najważniejszych instrumentów kształtowania pozycji Polski, przeznaczamy boleśnie mało, dlatego nie zawsze jesteśmy w stanie poprzeć słów materialnym zaangażowaniem. Tak jest na przykład w stosunku do Ukrainy. Jeśli się to nie zmieni, nie będziemy poważnym partnerem, za jakiego chcielibyśmy uchodzić.

Roman Kuźniar

p

*Roman Kuźniar, ur. 1953, politolog, ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Do 2002 roku był dyrektorem departamentu strategii i planowania polityki zagranicznej MSZ. W latach 2005 - 2007 szefował Polskiemu Instytutowi Spraw Międzynarodowych. Autor wielu publikacji z zakresu prawa międzynarodowego i polityki zagranicznej RP m.in.: "Strategia państwowa" (2004) oraz "Polityka i siła. Wstęp do studiów strategicznych" (2005). W "Europie" nr 150 z 17 lutego ub.r. zamieściliśmy jego tekst "Brzydki Niemiec i cnotliwy Polak".