Jeżeli program zatwierdzi Ministerstwo Edukacji Narodowej, już od przyszłego roku będą mogły z niego korzystać wszystkie szkoły w Polsce. A wtedy ostatecznie upadnie argument tych rodziców, którzy przekonują, że należy segregować dzieci zgodnie z ich zdolnościami: te, które osiągają lepsze wyniki w nauce, kierować do jednej klasy, a uczące się gorzej, do drugiej. Bo - jak argumentują - zdolne dziecko marnuje czas, ucząc się w jednej grupie ze słabszymi.

Reklama

"Córka rozpoczęła naukę w gimnazjum rejonowym. Przez kilka kolejnych dni wracała do domu ze łzami w oczach, gdyż na lekcjach nie była w stanie czegokolwiek się nauczyć. Większość jej kolegów nie była bowiem zainteresowana tym, co mówi nauczyciel, więc przeszkadzali pozostałym, którzy chcieli coś wynieść z lekcji. Po tygodniu byłam zmuszona znaleźć dla niej inną szkołę" - tłumaczyła matka gimnazjalistki Magdalena Mytnik, która napisała do nas po serii artykułów o szkolnej segregacji, jakie w ostatnich dniach ukazały się w DZIENNIKU.

>>>Przeczytaj o segregacji uczniów w szkołach

Pedagodzy przekonują jednak, że za podobne sytuacje nie wolno winić słabiej uczących się dzieci, ale raczej nauczycieli i dyrekcję szkoły. Ich zdaniem postulowane często przez rodziców grupowanie dzieci zdolnych w jednej klasie jest błędem. Wystarczyłoby wprowadzić w całej szkole program wyłapywania i rozwijania młodych talentów. "Jeżeli nauczyciel i szkoła potrafią pracować z dziećmi zdolnymi, to one w zróżnicowanej pod względem poziomu klasie rozwijają się lepiej niż w specjalnych, wyselekcjonowanych grupach. A z kolei ich słabsi koledzy lepiej się uczą w towarzystwie zdolniejszych" - przekonuje Małgorzata Wrzal, dyrektor wrocławskiego Centralnego Ośrodka Doskonalenia Nauczycieli, który od lat realizuje program dla utalentowanych uczniów.

To jednak spore wyzwanie dla nauczycieli. Monika Banak, która uczy biologii w szkole podstawowej nr 2 w podwarszawskim Legionowie, opowiada, że jeden z jej uczniów od najmłodszych lat interesuje się historią, czyta książki historyczne i pasjonuje się Napoleonem. Pozostali nie podzielają jednak jego pasji, więc trzeba się mocno zastanawiać, co zrobić, żeby Adaś się rozwijał, a inne dzieci nie czuły się gorsze. "Posiadanie utalentowanych uczniów w klasie wbrew pozorom nie jest takie łatwe" - wzdycha nauczycielka. Właśnie dlatego postanowiła stworzyć autorski program pracy z wybitnie zdolnymi dziećmi. Na jego realizację dostała grant od władz Legionowa i wystartowała na początku tego roku szkolnego.

Do tej pory takie programy tworzyli zazwyczaj sami pedagodzy, konkretne szkoły, a nawet regiony. Dopiero teraz pojawiła się szansa na stworzenie ogólnopolskiego systemu wyłapywania talentów. Wiele wskazuje na to, że ruszy już na wiosnę 2009 r. "Chcemy odnajdywać i rozwijać w uczniu nie tylko zdolności wiążące się z przedmiotami, których się uczy w szkole, ale także odkryć jego predyspozycje w innych dziedzinach. Dzięki temu mogliby się oni uczyć bardziej efektywnie i nie marnowaliby swojego potencjału" - opowiada Teresa Kosiarek, prezes Fundacji Wspierania i Rozwoju Kreatywności.

Na bardzo podobnych zasadach działa już od siedmiu lat program "zdolny Ślązak". "Każde dziecko jest zdolne, tylko trzeba dać mu możliwość rozwoju. A najwłaściwszym miejscem do tego jest szkoła" - opowiada Małgorzata Wrzal.

Reklama

KLARA KLINGER: Skąd wziął się pomysł na stworzenie programu dla zdolnych uczniów?
MONIKA BANAK: Pracuję w szkole od 15 lat i zawsze bardzo mnie bolało, że dzieci z deficytami rozwojowymi mają bardzo dużo zajęć wyrównawczych, reedukacyjnych. A tym bardzo zdolnym stwarza się o wiele mniejsze możliwości rozwoju. Mogą jedynie chodzić na kółka, brać udział w konkursach. Od kilku lat uczę w klasie pełnej skrajności - mam bardzo utalentowanych uczniów i takich, którzy niespecjalnie interesują się nauką. Dlatego postanowiłam stworzyć program dla wybitnie zdolnych, nazwałam go szlifowaniem diamentów.

Jaki jest główny cel tego programu?
Chcę, żeby zdolni uczniowie mieli miejsce, w którym będą mogli się rozwijać wielokierunkowo i realizować swoje pasje. Ale ostatecznym celem ma być zorganizowanie festiwalu nauki. Bo nawet jeśli zdolni uczniowie wygrywają konkursy, to i tak nikną w tłumie. A jeśli zorganizujemy festiwal, na który przyjdzie cała szkoła, moi uczniowie będą musieli się do niego porządnie przygotować, aby opowiadać o swoich pracach kolegom.

Ile dzieci bierze udział w tych dodatkowych zajęciach?
Więcej, niż się spodziewałam. Jestem biologiem, ale na moje zajęcia chodzą także ci, którzy pasjonują się historią czy innymi przedmiotami.

Jak one wyglądają?
Od kółek zainteresowań różnią się tym, że rozwijają ogólną wiedzę ucznia, a nie tylko związaną z przedmiotem. Jedną godzinę prowadzę sama i zapoznaję uczniów z zagadnieniami od fizyki przez chemię po biologię. Drugą prowadzi pedagog, który w trakcie zabaw rozwija zdolności dzieci.

Czy jest pani przekonana, że te wybitnie zdolne dzieci nie powinny być w osobnej klasie?
Nie, bo wiele z nich ma sporą wiedzę, ale często także problem z dojrzałością społeczną.

Monika Banak jest nauczycielką biologii w szkole podstawowej nr 2 w Legionowie