Gen. Pacek podkreślił, że "na wydarzenia w Rosji należy patrzeć, jak na wielką szansę dla Ukrainy; wewnętrzne problemy Rosji mogą wyjść Ukrainie na dobre". Wyjaśnił, że "Ukraina - biorąc pod uwagę to, jak wygląda kontrofensywa z jej strony - musi patrzeć z nadzieją na tego rodzaju wydarzenia, ponieważ nic nie wskazuje na to, aby była w stanie - nawet z pomocą Zachodu - rozstrzygnąć na swoją korzyść w krótkim czasie losów tej wojny". Zaznaczył, że również patrzy na te wydarzenia z nadzieją. Zastrzegł jednak, że "Jewgienij Prigożyn nie jest przyjacielem Ukrainy, Europy, Unii Europejskiej czy w ogóle cywilizowanego świata zachodniego".
"Jest bardzo pewny siebie"
Prigożyn i jego wagnerowcy, którzy byli bardzo przydatni przez wiele lat reżimowi Putina, urwali się trochę z uwięzi. Z wojskowego punktu widzenia woda sodowa uderzyła Prigożynowi do głowy. Jego ruch nie jest jednak przypadkowy, ponieważ podjął decyzję na podstawie licznych błędów Rosji zarówno w Ukrainie, jak i wobec niego jako lidera tej prywatnej armii najemników - powiedział gen. Pacek. Wskazał także, że "Prigożyn jest bardzo pewny siebie". - Można odnieść wrażenie, że facet jest szalony, że pakuje się prosto w paszczę lwa i że za chwilę ten lew raz kłapnie paszczą, a głowa Prigożyna zniknie w jego czeluściach. Jednak wydaje się, że Prigożyn wie, co robi i że ma wiedzę o tym, jak może zareagować wojsko, a także przynajmniej część społeczeństwa - mówił dyrektor Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego.
Ocenił również, że "nadzieja jest bowiem nie w tym, co zrobi Prigożyn, bo sam nie może zrobić wiele, nie jest tym który zagrozi reżimowi Putina, a jego kilkutysięczne rzesze wagnerowców są zbyt małe, aby cokolwiek zmienić w Rosji, ponieważ Rosja posiada milionową armię i szereg różnych służb, przede wszystkim bardzo rozbudowanych służb policyjnych i służb specjalnych". - Może się natomiast okazać, że wojsko zacznie się łamać. Jeżeli prawdziwe są informacje z "przywitania" Prigożyna w Rostowie przez straż graniczą i siły porządkowe, to rozłam w armii jest możliwy" - podkreślił.
"Rosyjska armia mało zdyscyplinowana"
Wskazał, że "rosyjska armia jest dzisiaj mało zdyscyplinowana". - To, co rosyjscy żołnierze zaprezentowali w Ukrainie - dezercje, ucieczki z pola walki, pozostawienie uzbrojenia na polu walki, konieczność wysuwania na pierwszą linię frontu generałów i pułkowników, po to, aby prawie za rękę trzymali szeregowych i podoficerów oraz wskazywali, co mają robić - wygląda bardzo kompromitująco - podkreślił. - Wszystko to pokazuje obraz armii, która część uzbrojenia i sprzętu przepiła, część sprzedała, której żołnierze są niewyszkoleni, bo zabrakło na to pieniędzy- dodał.
Gen. Pacek zaznaczył, że "stan armii rosyjskiej pozwala mieć nadzieję, że coś się wewnętrznie zacznie łamać". - Może to spowodować na tyle duże wewnętrzne problemy w Rosji, że dałaby ona sobie spokój z Ukrainą i myśleniem o tym, co robić za granicą i kogo jeszcze straszyć, a skoncentrowałaby się na problemach wewnętrznych, bo to byłoby korzystne dla świata, który jest w otoczeniu Rosji - wskazał.
Bunt Prigożyna
W piątek lider współpracującej z rosyjskimi wojskami w inwazji na Ukrainę najemniczej Grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn przekazał, że oddziały regularnej rosyjskiej armii zaatakowały obóz najemników, co poskutkowało licznymi ofiarami śmiertelnymi. Oznajmił, że zamierza "przywrócić sprawiedliwość" w siłach zbrojnych i wezwał, by nie okazywać mu sprzeciwu.
W sobotę w godzinach porannych przywódca najemników poinformował, że znajduje się w kwaterze Południowego Okręgu Wojskowego w Rostowie nad Donem i oczekuje tam na przybycie ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa sztabu generalnego Walerija Gierasimowa. Zagroził, że w przeciwnym razie wagnerowcy "pójdą na Moskwę". Jak podała agencja Reutera, wagnerowcy przejęli również kontrolę nad obiektami wojskowymi w Woroneżu.
W sobotę rano WładimirPutin wystąpił z nadzwyczajnym przemówieniem, w którym nazwał Prigożyna (chociaż nie z nazwiska) zdrajcą, oskarżył o doprowadzenie do chaosu, a działania szefa wagnerowców porównał do przewrotu bolszewickiego z 1917 roku.
Anna Kruszyńska