Morświny to małe morskie ssaki podobne do delfinów, ale znacznie bardziej od nich płochliwe. To także jedyne walenie rodzime dla Bałtyku. Zdarza się, że na polskie wody zapędzi się wieloryb czy stadko delfinów, ale są one tylko tymczasowymi gośćmi.
Morświnów żyje dziś w całym Bałtyku prawdopodobnie około 600, ale nie wiadomo dokładnie ile, bo naukowców zawodzą wszelkie metody liczenia. Szacunkowa, obliczona 16 lat temu liczba 600 bałtyckich morświnów może być obarczona dużym marginesem błędu. Dziś naukowców zawodzą wszelkie metody liczenia. „Po prostu jest ich zbyt mało i są za bardzo rozproszone, aby je dokładnie policzyć„ - mówi prof. Krzysztof Skóra ze Stacji Morskiej Uniwersytetu Gdańskiego.
Dlatego każdy kolejny martwy morświn to ogromna strata dla środowiska. A takie zdarzenie miało właśnie miejsce w pobliżu nabrzeża w miejscowości Jantar na Mierzei Wiślanej. W ubiegłym tygodniu w sieci rybackie zaplątał się tam młody, więc jeszcze niedoświadczony osobnik. Ważył ledwie 31 kg i miał 114 cm długości. Zbigniew Pyra, szyper łodzi JAN-17, przekazał ciało do badań w stacji morskiej na Helu. "Każdy przypadek śmierci morświna i otrzymania jego ciała jest dla nas cenny, bo wymieniamy się informacjami z kolegami z innych krajów, żeby wspólnie opracować metody ich ochrony i ustalić ich genetyczne pochodzenie a także, aby poprawnie zabezpieczyć interesy rybaków„ - mówi prof. Skóra.
Sieci rybackie są jedną z przyczyn wysokiej śmiertelności morświnów. Są niewidzialne z daleka dla zwierząt posługujących się echolokacją, bo nie odbijają wysyłanych przez morświny fal dźwiękowych. Gdy waleń zobaczy sieć za pomocą wzroku, najczęściej jest już za późno na jej ominięcie. I choć brzmi to dziwnie, morskie zwierzęta po prostu się topią zaplątane w podwodne sieci. W końcu to ssaki, które co parę minut muszą zaczerpnąć powietrza.
Naukowcy na całym świecie pracują nad nowymi materiałami do produkcji sieci. "Chodzi o to, aby morświny i inne walenie rozpoznawały delikatne sieci za pomocą echolokacji. Ich echo musi być wzmocnione. Wtedy bez kłopotu je ominą” - mówi prof. Skóra.
Drugi problem waleni to coraz większy podwodny... hałas. Żegluga pasażerska i towarowa, a nawet turystyczne skutery skutecznie utrudniają waleniom poruszanie się, bo zwierzęta w kakofonii dźwięków tracą orientację.
W ubiegłym tygodniu w pobliżu Helu wojsko wysadziło w powietrze miny zalegające od wojny we wraku niemieckiego kutra. Trzeba je było zdetonować pod wodą, bo ciągle miały zapalniki i próba ich wyciągnięcia mogła się skończyć niekontrolowanym wybuchem. Jednak podwodna detonacja ogłuszyłaby wszystkie morświny w promieniu 30 km. "Dlatego poprosiliśmy o konsultację naukowców" - mówi kpt. Grzegorz Łyko z marynarki wojennej. Zanim więc saperzy zdetonowali miny, okręty marynarki przepłaszały zwierzęta ze strefy rażenia wybuchu. "Wygląda na to, że Urząd Morski i Marynarka Wojenne zrobiły wiele dla uniknięcia problemu oddziaływania eksplozji na morświny. Ale czy wszytko ... tego na razie nie wiemy - mówi prof. Skóra.
Naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego chcą zbadać wybrane morświny, a potem zamontować na dnie Zatoki Gdańskiej pingery, które będą przepłaszać dźwiękami walenie, aby nie wpływały do pełnej sieci rybackich zatoki.