• Ks. Jarosław Stefaniak, proboszcz w kościele Trójcy Przenajświętszej w Tykocinie kolęduje w tym roku po raz 36.
  • Moja kolęda sprzed 36 lat była bardzo podobna do tej, z której wracam dzisiaj. Wciąż spotykam się z ludźmi: ich życzliwością, ale także problemami i rozterkami, którymi chcą się podzielić - mówi nam kapłan.
  • Rozmówca Dziennik.pl informuje, że frekwencja w gminie Tykocin nie zmienia się od lat. Dodaje, że ludzie chętnie przyjmują kapłana do domu i z roku na rok decydują się przekazywać wyższe datki.

Coraz mniej wiernych decyduje się na przyjęcie księdza w domu. Tak wynika ze sprawozdań duszpasterskich za 2023 roku, do których dotarła Wirtualna Polska. Jest to prawdopodobnie efekt wprowadzenia zmian przez parafię, które zmieniły formułę wizyt duszpasterskich: parafianie sami zapraszają kapłana. Wcześniej, w większości miast, miasteczek i wsi, ksiądz chodził od drzwi do drzwi.

Reklama

Nowa forma wizyt duszpasterskich nie dotarła m.in. do parafii Trójcy Przenajświętszej w Tykocinie, gdzie kapłani, jak w latach ubiegłych, odwiedzają dom za domem, mieszkanie za mieszkaniem. Tu nie ma żadnych list, na których parafianie deklarują chęć przyjęcia księdza w domu. Tu ludzie przyjmują i tyle - mówi dla Dziennik.pl proboszcz ks. Jarosław Stefaniak.

Jak dowiadujemy się od naszego rozmówcy, w parafii w Tykocinie nie ma zapisów. Kapłani ogłaszają z kolei, kiedy i gdzie dokładnie odbywać się będzie kolęda. Następnie osoba wyznaczona przez daną społeczność wychodzi lub wyjeżdża po duchownego. Mieszkańcy odprowadzają księdza od drzwi do drzwi.

Wierni na Podlasiu chętnie przyjmują księdza na kolędę

Frekwencja nie zmienia się od lat - słyszymy od kapłana. Duchowny dodaje, że obawia się tego, że to może zirytować ludzi, którzy są przeciwko wizytom duszpasterskim i życzą źle Kościołowi.

Ksiądz Jarosław Stefaniak pierwszą swoją kolędę odbył w 1988 roku. W tym roku kolęduję, po raz 36. Nie widzę żadnej drastycznej zmiany od tego czasu. Pracowałem w różnych parafiach naszej diecezji (łomżyńskiej- red.) - i wiejskich i miejskich. Aktualna kolęda, proszę mi wierzyć, nie różni się niczym niż ta przed laty - dodaje.

Reklama

Moja kolęda sprzed 36 lat była bardzo podobna do tej, z której wracam dzisiaj. Wciąż spotykam się z ludźmi: ich życzliwością, ale także problemami i rozterkami, którymi chcą się podzielić - tłumaczy kapłan.

Ksiądz Stefaniak mówi nam, że przez 36 lat kolędowania sytuacje z zamkniętymi drzwiami dla kapłana były ogromną rzadkością. Ja się nie włamuję z ekipą ministrantów do domu. Jeśli ktoś chce, przyjmuje, nie to nie. Ja idę tam, gdzie ludzie sobie tego życzą - zaznacza.

Wizyty duszpasterskie nie zawsze są łatwe

W naszej parafii kolęd co roku jest tyle samo. Oczywiście są przypadki, gdzie parafianie umierają, ale to dotyczy problemu demograficznego. Parafie się zmniejszają. Ale też dochodzą nowi wierni - wyjaśnia.

Proboszcz parafii w Tykocinie ujawnia nam, że przez 36 lat kolędowania nigdy nie spotkała go żadna przykrość. Wszyscy są życzliwi - podkreśla i mówi, że większość rodzin chce ugościć księdza. Rozmówca Dziennik.pl dodaje, że przed laty w wielu miejscowościach panowała nawet konkurencja wśród rodzin, kto lepiej ugości księdza. Ludzie odpuścili już w tej kwestii.

Ja zazwyczaj przyjmuję zaproszenia na kawę czy obiad, gdy widzę potrzebę spędzenia więcej czasu z rodziną. Wtedy ludzie mówią o swoich problemach. To właśnie kolęda umożliwia wspólną dyskusję i udzielnie pomocy - słyszymy od księdza, który zaznacza, że czasami są to trudne wizyty, które dotyczą głównie rodzinnych problemów.

Kolęda to nie tylko chodzenie i zbieranie pieniędzy. To jest tragiczne uproszczenie. Ja często zachodzę do ludzi, do których na co dzień nikt nie zagląda. Dla nich taka wizyta jest nie tylko ważnym przeżyciem religijnym, ale społecznym - mówi proboszcz Stefaniak i przypomina słowa papieża Benedykta: "kto wierzy, nigdy nie jest sam". Jednym z najistotniejszych elementów kolędowania jest błogosławieństwo domu i przypomnienie: nie jesteś sam/sama, Bóg o Tobie pamięta - wskazuje.

"Najbardziej drażniący temat". Ksiądz o datkach podczas kolędowania

Ksiądz Stefaniak przyznaje, że drażniącym i delikatnym tematem wśród Polaków jest składanie ofiar podczas wizyt duszpasterskich. My (księża z parafii w Tykocinie - red.) otrzymane pieniądze przekazujemy na poczet inwestycji parafii związanych z dziedzictwem kulturowym, które są bardzo kosztowne. Powiem zgodnie z prawdą, że z roku na rok, mimo zmniejszającej się parafii, otrzymujemy coraz większe kwoty na ten cel - mówi nam kapłan.

Na pytanie, czy parafianie uwzględniają inflację, ksiądz odpowiada, że "najprawdopodobniej tak". Ci, którzy dawali, dają, a nawet dają jeszcze większe datki. Nie chcę jednak spłycać kolędy do kwestii finansowych, bo są o wiele ważniejsze kwestie wizyty duszpasterskiej - dodaje.

Zapomniane zwyczaje? Nie na Podlasiu

Proboszcz Jarosław Stefaniak mówi nam, że w gminie Tykocin wciąż praktykowany jest zwyczaj przekazywania jajek. Gospodarz odprowadza księdza do drugiego domu z koszykiem jajek. To jest tzw. element wykupu.

To nie są przesądy i zabobony. Gospodynie wierzą w to, że jak ofiaruje się jajka podczas kolędy, to kury będą się niosły. Takie panuje przekonanie. To wciąż jest praktykowane. Aktualnie mam już cztery ogromne koszyki jajek - wyjaśnia ksiądz.

Kolęda na zaproszenie na Podlasiu?

Proboszcz parafii w Tykocinie oświadcza, że rozumie pomysł wizyty duszpasterskiej na zaproszenie. Jednak w regionie, w którym służy jako kapłan, nie ma takiej potrzeby.

Zdaję sobie sprawę, że księża w wielkich miastach, mogą spotykać się z przykrymi sytuacjami. W Tykocinie, chodząc w sutannie, nie doświadczam złych reakcji. Ale mam świadomość, że mogłoby do tego dojść, gdybym szedł ulicą Marszałkowską w Warszawie. Zapisy są po to, aby uniknąć bulwersujących sytuacji - mówi rozmówca Dziennik.pl i dodaje na koniec, że jest wdzięczny Bogu za to, że kolęduje 36 lat na Podlasiu, gdzie jest to miłe przeżycie.

Kontakt do autora artykułu: sylwia.baginska@infor.pl