Paweł Kukiz, muzyk: Korwin-Mikke powinien ponieść odpowiedzialność za swoje słowa
Wciąż trudno mi uwierzyć w to, że Janusz Korwin-Mikke mógł zachować się tak, jak podczas prawyborów we Wrześni. Miałem dotychczas tego polityka za ekstrawagancką postać, której zdarza się od czasu do czasu sformułować bardzo odkrywczą tezę. Ale po tym, co powiedział, odkrył swoje drugie - naprawdę straszne wcielenie.
Nie przypuszczałem bowiem, że Janusz Korwin-Mikke jest w stanie wmawiać ludziom z mównicy, że niepełnosprawnością można się zarażać, a potem psychopatycznie dręczyć dziewczynkę na wózku pytaniami o to, jak ćwiczy jej się na WF. Jeszcze bardziej przerażające jest to, co powiedział niepełnosprawnej dziewczynce chwilę potem - że nie puściłby wraz z nią swego dziecka do klasy integracyjnej, bo mogłoby "zarazić się" od niej kalectwem.
Nie wiem, czy ktokolwiek w dość brudnej przecież historii polskiej polityki pozwolił sobie na coś równie obrzydliwego. Gdybym był świadkiem tej sytuacji albo gdyby dotyczyła ona mojego dziecka - moja córka jest wszak po przeszczepie nerki, zaś być może Korwin-Mikke ma i na ten temat jakąś szaleńczą teorię - niemal na pewno nie umiałbym powstrzymać nerwów na wodzy i zareagowałbym bardzo impulsywnie.
I dopiero potem zastanawiałbym się nad tym, jak racjonalnie rozwiązać ten problem. Korwin-Mikke psychicznie dręczył bowiem dziecko, prócz tego publicznie wciskał ludziom ciemnotę. Zaszkodził nie tylko dziewczynce, ale i całemu społeczeństwu.
Gram często koncerty dla niepełnosprawnych, między innymi podczas akcji organizowanych przez Annę Dymną. Trudno o większą satysfakcję niż radość tych słuchaczy. Jednak nie o tym w tym momencie mowa. Otóż z tych samych doświadczeń wiem, że polskie społeczeństwo wciąż jeszcze trzeba uczyć o niepełnosprawności. Że do niektórych ludzi absurdalne wywody Korwin-Mikkego mogą naprawdę trafić. Bo skoro o zarażaniu się niepełnosprawnością mówi poważny pan, polityk we fraku i muszce, to może to prawda?
W tym kraju wielu ludzi uwierzyło na przykład Andrzejowi Lepperowi. Dlaczego więc nie mieliby uwierzyć także Korwin-Mikkemu? Nie należy lekceważyć wpływu, jaki na prostych ludzi mogą mieć słowa polityka. Za takie słowa powinno się więc ponosić odpowiedzialność. Zwłaszcza jeżeli szkodzą one w tak ostentacyjny sposób naszemu społeczeństwu.
Co więc zrobić z człowiekiem takim jak Janusz Korwin-Mikke? W pierwszym rzędzie powinno się go z pewnością skierować na badania psychiatryczne. Jego działanie było tak absurdalne, że może powinni się Korwin-Mikkem zająć po prostu lekarze. Być może polityk sam zalicza się do tak przez siebie nielubianych osób niepełnosprawnych - niewykluczone bowiem, że zachorował psychicznie. Wówczas, rzecz jasna, należy mu się troskliwa opieka i powolna integracja ze społeczeństwem, które - miejmy nadzieję - nie będzie się obawiało, że się od niego chorobą zarazi.
Wolałbym w każdym razie taką ewentualność niż wiedzę, że Janusz Korwin-Mikke wypowiadał te brednie świadomie i z rozmysłem. Że cynicznie liczył na to, że przemawia do ludzi, do których jego chore teorie mogą trafić. Jeśli tak jednak było, to Korwin-Mikke powinien po prostu stanąć przed sądem. W demokratycznym społeczeństwie mamy bowiem wolność słowa.
Ale próba siania społecznej paniki, wbrew najprostszym prawdom medycznym, nie powinna pozostać bezkarna. Podobnie jak psychiczne dręczenie dziecka. To sprawy, którymi powinien zająć się prokurator - także po to, by pokazać Polakom, że istnieją tematy, w których niedopuszczalne jest publiczne głoszenie bzdur.
Chciałbym wierzyć, że na Korwin-Mikkego spadnie w tej chwili społeczne odium. Że po ujawnieniu prawdy o prawyborach we Wrześni już nikt nigdy na niego nie zagłosuje. Ale nie jestem aż takim optymistą. Przypomina mi się gorzki wywiad ze Sławomirem Mrożkiem, który ukazał się w poniedziałkowym DZIENNIKU. Myślę, e wielki pisarz ma sporo racji w swojej ocenie naszego społeczeństwa i, że - posługując się jego retoryką - sprawa Korwin-Mikkego przypomina problem stłuczonego lusterka w samochodzie, w którym wysiadł silnik.
Dlatego sądzę, że Polacy potrzebują bardzo wyraźnego sygnału, że zachowanie Korwin-Mikkego złamało wszelkie standardy cywilizowanego społeczeństwa. Janusz Korwin-Mikke musi więc odpokutować swój skandaliczny wyskok.
Katarzyna Piekarska, posłanka: Takim ludziom jak Korwin-Mikke nie podaje się ręki
BARBARA KAPRZYCKA: Co pani pomyślała, przeczytawszy relację z wystąpienia Korwina-Mikkego we Wrześni?
KATARZYNA PIEKARSKA: Nie ma wytłumaczenia dla takiego działania. Dla takiego człowieka nie ma miejsca w życiu publicznym. Korwin-Mikke nie powinien się więcej pokazywać, media nie powinny go zapraszać, nie wyobrażam sobie, jak z nim rozmawiać. Ja bym mu dziś nie podała ręki. Jest to tym bardziej zdumiewające zachowanie, że pan Mikke jest znany jako przeciwnik przerywania ciąży, nawet gdy zagraża ona zdrowiu kobiety. Z drugiej jednak strony skazuje dzieci niepełnosprawne, którym przecież potrzebna jest szczególna troska i opieka, na wykluczenie z normalnego życia. Jest to niedopuszczalne. Zadziwiające, jak to może tolerować lider Ligi Polskich Rodzin - partii, która ma na ustach pełno miłości bliźniego i nauczania Kościoła. Janusz Korwin-Mikke okazał się zwykłym chamem.
Pani sama była w dzieciństwie poważnie chora. Wie pani, jak dzieci mogą takie słowa odbierać.
Takich słów się nie zapomina. Korwin-Mikke mógł spowodować poważną traumę u dziewczynki, której nie zawahał się prosto w oczy powtórzyć swoich chorych teorii. Ona zrozumiała te słowa jako napiętnowanie: jesteś gorsza, nie powinnaś zbliżać się do zdrowych dzieci. Tym bardziej że nie powiedział tego ktoś anonimowy na ulicy, lecz człowiek, którego wpuszcza się do telewizji. Dziecko może myśleć, że to ktoś ważny i mądry. Nie wiem, jak wytłumaczyć dziecku taki cios w podbrzusze.
Zna to pani z autopsji?
Kilka razy zdarzyło mi się napotkać ludzi okrutnych bądź po prostu głupich. Kiedy mając kilkanaście lat, nie jeździłam już na wózku, lecz z wielkim trudem, z pomocą mamy, poruszałam się o kulach, pamiętam docinki, jakie usłyszałam, wsiadając do autobusu. Że taka się pcha, a ktoś się przez nią spóźni. Również wiele lat później dowiedziałam się, co usłyszała moja mama w kuratorium, kiedy starała się o indywidualne kształcenie dla mnie. Ktoś zadał jej wtedy pytanie, czy jest sens, żebym się uczyła, może lepiej znaleźć dla mnie jakiś fach, np. wyplatanie koszyków. Wiem, że mama przepłakała później całą noc. To są rzeczy, które tkwią w człowieku do końca życia.
Nie było wówczas klas integracyjnych?
No właśnie. Już w drugiej klasie liceum byłam chora, ale w trzeciej i czwartej usiadłam na wózek i nie mogłam chodzić do szkoły. Dziś coraz bardziej przebija się do świadomości społecznej dobrodziejstwo, jakim są klasy integracyjne. Dla dzieci niepełnosprawnych to wielka szansa na normalność, na normalne relacje z rówieśnikami. Dla dzieci zdrowych jest to wielka szkoła tolerancji, opiekuńczości wobec bliźniego. Takie szkoły są bardzo potrzebne, żeby nie wyrastali ludzie jak Korwin-Mikke: chorzy z nienawiści.
Skrzywdzić niepełnosprawne dziecko - co można zrobić gorszego?
Nie wiem. Wydawało mi się dotąd, że to jest taka czerwona linia, której nikt o zdrowych zmysłach nie przekroczy. Wystąpienie Korwina-Mikkego jest najczarniejszym punktem tej kampanii. Bo kiedy konkurenci poniżają się nawzajem, to można to wytłumaczyć polityczną grą. Ale krzywdzenie dzieci nie mieści się w żadnych, nawet najniższych standardach. Nie życzę nikomu, nawet panu Mikkemu, żeby musiał kiedykolwiek jeździć na wózku czy pomagać swoim dzieciom w poruszaniu się. To straszny los i najgorszemu wrogowi tego nie życzę. Zastanawiam się po prostu, czy pan Mikke nie potrzebuje terapii, skoro głosi teorię, że niepełnosprawnością można się zarazić. Ja uważam, że to jego należy izolować, żeby nie okazało się, że jego chamstwo i nienawiść są zaraźliwe.
A może Korwin-Mikke po prostu palnął coś i nie wie, jak się wycofać?
Nie sądzę. Głupotę można wybaczyć ludziom młodym, niedoświadczonym. Mnie samą kiedyś taka głupota dotknęła, kiedy napuchniętą od sterydów, z przerzedzonymi włosami, odwiedziła koleżanka. Starałam się, mimo choroby, być osobą aktywną, pogodną i ona powiedziała mi, że to godne podziwu, bo na moim miejscu by się zabiła. To boli, ale można to wybaczyć, kiedy ktoś ewidentnie szybciej mówi, niż myśli. Korwin-Mikke zawsze był dla mnie oryginałem, ale sądziłam, że pewnych granic nie przekroczy. Kiedy przeczytałam o jego ostatnim wyskoku, nie wierzyłam, że mógł to naprawdę powiedzieć. Potem jednak przypomniałam sobie, że już kiedyś poniżył ludzi niepełnosprawnych. Opowiadał, że dla niego konkursy tańca na wózkach są nieestetyczne czy odrażające. Jeżeli więc mówi to wszystko, będąc w pełni władz umysłowych, to jest gorzej niż podłym człowiekiem.