Wszystko wydarzyło się podczas dyskusji o zastąpieniu złotego przez euro. Janusz Korwin-Mikke, zdeklarowany przeciwnik Unii Europejskiej i zwolennik gospodarczej wolności, postanowił zaoponować. Jak zwykle posługując się barwnym przykładem.
"Póki w Ameryce było 25 banków, które drukowały pieniądze, banki konkurowały ze sobą. Kiedy wprowadzono ein Reich, ein Volk, ein euro, to rząd zaczął dodrukowywać pieniądze. Amerykański rząd dodrukowuje pieniądze, a więc psuje pieniądze. To jest niedopuszczalne" - mówił w TVN24. I właśnie w tym momencie wykonał gest, którym pozdrawiali się naziści.
I dlatego teraz zainteresowała się nim prokuratura. Jednak Korwin-Mikke w swoim stylu odpowiada w oświadczeniu w onet.pl: "Nie rozumiem problemu? Po pierwsze: mamy konstytucyjną wolność słowa; a po drugie: od kiedy antyfaszystowskie wypowiedzi są w Polsce zakazane?".
"Tego rodzaju zachowania i gesty powinny być jednoznacznie ścigane" - uważa tymczasem Marcin Kornak ze antyfaszystowskiego stowarzyszenia "Nigdy Więcej". „Ten zbrodniczy gest jest powszechnie znany i niedozwolony. Tyle tylko, że to gest, a nie słowa. Więc mamy problem z jego odbiorem. Gdyby Janusz Korwin-Mikke powiedział <Żydzi do gazu> nikt nie zastanawiałby się, czy złamano prawo. Poza tym, nie był to żaden happening, tylko poważna dyskusja. Prowokacja, której celem było szukanie rozgłosu."
Mimo to Katarzyna Szeska, rzeczniczka warszawskiej prokuratury, zapowiada, że śledczy bardzo uważnie przyjrzą się incydentowi. Występują już do stacji o udostępnienie nagrania dyskusji.