Ponieważ pod przykrywką ustaw zdrowotnych, tylnymi drzwiami dokonuje się znaczące cięcie wydatków publicznych, ale w najbardziej bezsensowny sposób, jaki można sobie tylko wyobrazić, co zaraz wyjaśnię. Proponowane przez panią minister finansów Ewę Kopacz ustawy zdrowotne prowadzą do znaczącego spadku wydatków na dopłaty do leków w aptekach, tzw. refundacji.
Wszelkie dostępne dane pokazują, że wydatki pacjenta na leki rosną wraz z wiekiem. Oznacza to, że starzejące się polskie społeczeństwo będzie wydawać na leki coraz więcej pieniędzy. Skoro państwo na refundację leków wyda mniej, przeciętny Polak będzie musiał zapłacić więcej. O ile rektor wyższej uczelni, dobrze zarabiający profesor sobie poradzi, o tyle kasjerka z Biedronki, która obsługuje żonę premiera Tuska, będzie miała poważny problem, szczególnie jeżeli przekroczy pięćdziesiątkę.
Według danych prezentowanych na niedawnej konferencji Komisji Europejskiej Polacy w wieku seniora należą do najbardziej schorowanych grup społecznych w Unii Europejskiej. Jeżeli teraz znacząco ograniczy im się dopłaty do leków, po pewnym czasie czeka nas dalsze pogorszenie sytuacji i nie ma co liczyć, żeby wzrosła aktywność zawodowa seniorów. Chyba że przez taką aktywność rozumiemy żebranie na ulicy, bo nie starcza na drogie leki, szczególnie jeżeli pani mister wykończy polskie firmy i zostaną tylko drogie leki zagraniczne.
Ale obniżenie wydatków NFZ na refundację leków – mimo starzenia się społeczeństwa – odbędzie się nie tylko kosztem pacjentów. Wprowadza się bowiem jednocześnie obciążenia podatkowe, które uderzą szczególnie brutalnie w polskich producentów. Według dostępnych symulacji polski sektor farmaceutyczny, który należy do najbardziej innowacyjnych i który przeznacza na badania i rozwój największą część zysku netto, zostanie wepchnięty w stratę finansową, co oznacza zaprzestanie wszelkich badań. Na tym polega polityka rządu wspierania innowacyjności.
Reklama



Jednym z obciążeń, jakie minister finansów Ewa Kopacz proponuje, jest specjalny podatek w wysokości 3 proc. płacony przez firmy farmaceutyczne w Polsce, który przyniesie 300 mln złotych i posłuży do zatrudnienia urzędników, żeby badać, czy nowe leki dopuszczone do obrotu w USA i UE mogą być u nas refundowane. W ten sposób część kosztów badania nowego leku, które powinna ponieść firma zagraniczna będąca jego producentem, poniosą firmy polskie. Jeżeli krajowe firmy zaprzestaną badań nad tanimi substytutami drogich leków zagranicznych, po kilku latach będziemy skazani wyłącznie na kosztowne farmaceutyki produkowane za granicą, co uderzy nas po kieszeni.
Zupełnie nie rozumiem, czemu rząd chce wykończyć polski przemysł farmaceutyczny, zamiast podjąć szereg prostych decyzji, które skutecznie ograniczą wydatki na leki, na przykład przez obowiązek nałożony na lekarza zapisania na recepcie najtańszego, ale równie skutecznego leku refundowanego. Nie wiem, dlaczego rząd Tuska uwziął się na biednych ludzi. Najpierw przyłożył im podatkiem VAT, bo biedny wydaje cały dochód, więc VAT płaci od całego dochodu, bogaty tylko od jego części.
Potem zaproponował takie zmiany w systemie emerytalnym, które obniżają emerytury (co udowadniał ekonomista OECD Peter Jarrett podczas wizyty w Warszawie w zeszłym tygodniu) przede wszystkim osobom gorzej radzącym sobie na rynku pracy, czyli kobietom i ludziom z podstawowym wykształceniem (pokazuje to raport Instytutu Badań Strukturalnych, dostępny na moim blogu). Teraz rząd proponuje takie zmiany w systemie dopłat do leków, które uderzają silnie przede wszystkim w osoby ubogie i starsze.
Nie można bez końca utrzymywać przywilejów wpływowych grup interesów (np. służb mundurowych) i jednocześnie grabić biednych ludzi oraz niszczyć polski przemysł, kiedyś stoczniowy, a teraz farmaceutyczny. Taka polityka skończy się tragicznie za kilka lat – wielkim wybuchem społecznym.