Czuje się pan człowiekiem sukcesu? Wygrywa pan wszystkie sprawy.
Nie ma takich prawników, którzy odnoszą same sukcesy. Między bajki można włożyć opowieści o kimś, kto nie przegrywa żadnych spraw.
Czuje się pan spełniony jako adwokat?
Czuję się spełniony jako człowiek.
Reklama
Lepiej czuł się pan w roli polityka, wicepremiera i ministra edukacji narodowej czy teraz – w roli adwokata polityków?
Reklama
Nie jestem adwokatem polityków. W taki sposób próbują mówić o mnie media. Ale to nie oddaje całej prawdy o mnie. Mam w miarę dużą kancelarię, która prowadzi kilkaset różnego rodzaju spraw. Sprawy polityków stanowią promil tego, czym się zajmujemy. Dotyczy to zarówno liczby spraw, jak i ich wartości. Moja kancelaria prowadzi sprawy o spory finansowe o wartości w sumie na ponad 600 mln zł. Reprezentujemy różne podmioty w sprawach karnych. W tym wszystkim sprawy polityków, które są głośne z uwagi na to, że są omawiane w mediach, naprawdę nie są liczne.
Na stronie pana kancelarii można przeczytać, że macie duże doświadczenie we wszystkich dziedzinach prawa i reprezentujecie klientów na terenie całego kraju. Jest pan prawnikiem orkiestrą?
To nie jest tak, że znam się na wszystkim. Po prostu zatrudniam adwokatów, którzy są specjalistami w określonych dziedzinach. Staram się mieć szeroką paletę prawników, którzy specjalizują się w określonych tematach. Tak naprawdę poza sprawami rodzinnymi i z zakresu prawa pracy zajmujemy się wszystkim innym. Czyli prowadzimy sprawy i gospodarcze, i cywilne, i karne. Ja w tym wszystkim bardziej zarządzam kancelarią, niż rozwiązuję określone problemy prawne. Jeśli już coś sam prowadzę, to tylko dlatego że mnie szczególnie zainteresowało albo jest szczególna prośba klienta. Nie kryję, że moim hobby jest obrona dóbr osobistych.
Politycy często pukają do drzwi pańskiej kancelarii?
Każdy może zapukać. Nie zamierzam być niczyim rzecznikiem.
Polityk PiS też może zapukać? Zostanie tak samo potraktowany jak minister z rządu Donalda Tuska?
Reprezentowałem osoby, które były związane z PiS. Proszę mi jednak wybaczyć, publicznie nie będę mówił o żadnych nazwiskach.
Kto jest lepszym klientem z pańskiego punktu widzenia: polityk z pierwszych stron gazet, znany biznesmen czy zwykły człowiek?
To zależy. Proszę pamiętać, że przyjmuję ok. 30 proc. spraw, z jakimi zgłaszają się do mnie ludzie. Politycy zazwyczaj chcą, bym reprezentował ich w sprawach dotyczących obrony dóbr osobistych. Dwie trzecie spraw odrzucam. Wielu ludziom odradziłem wnoszenie powództwa do sądu. Dzieje się tak z bardzo wielu powodów, których nie chcę publicznie roztrząsać.
Kiedyś niezwykle rzadko politycy decydowali się na wytaczanie dziennikarzom procesów o obronę dóbr osobistych. Spory przed sądem toczyli raczej między sobą. Dziś to się zmieniło. Coraz częściej politycy czują się urażeni tym, co piszą o nich media. Z czego to wynika? Politycy są bardziej przewrażliwieni na swoim punkcie?
Myślę, że wynika to ze skali naruszeń dóbr osobistych. Jest więcej mediów, dochodzi między nimi do coraz większej konkurencji i w związku z tym jest coraz więcej przekłamań. Ale ja dziennikarzy nie pozywam. Jeżeli się sądzimy, to z wydawcą.
Dlaczego?
Wynika to z procesowego pragmatyzmu. Po pierwsze, trudno ustalić domowe adresy dziennikarzy. Po drugie, sąd zazwyczaj nie ma oporów przed zasądzaniem kary przeprosin od wydawcy, więc łatwiej jest uzyskać lepsze wyroki. I wreszcie po trzecie, z dziennikarzami raczej się lubię, więc nawet jeśli pozywam wydawcę, to nie przenosi się to na nasze relacje osobiste. A na tym bardzo mi zależy. Ponadto reprezentowałem wielu dziennikarzy przeciwko urzędnikom, którzy poczuli się obrażeni.
Domagając się sądowego zakazu sprzedaży "Wprost", naraził się pan na zarzut próby zastraszenia mediów. A ponieważ robi pan to w imieniu ministra transportu, dziennikarze twierdzą, że władza tak bardzo boi się krytyki, że próbuje zakneblować media.
Bzdura. Nikt nikogo nie zamierza zastraszać. W tej sprawie doszło do poważnego naruszenia dóbr osobistych. Jeżeli ktoś pisze sensacyjne sugestie o korupcji urzędującego ministra, to musi się liczyć z tym, że będzie to powtarzane w innych mediach. A skoro tak, to ten, który został niesprawiedliwie opisany, będzie się domagał wszędzie przeprosin. Trudno oczekiwać, że mogłoby go zadowolić sprostowanie małym druczkiem gdzieś na szóstej stronie. A co do zastraszania, to niby jak można kogoś zastraszyć, składając pozew do sądu cywilnego? Niby co ma zrobić osoba, która została oszczerczo i niesprawiedliwie potraktowana przez media? Nie ma innego wyjścia, musi iść do sądu i bronić swojego dobrego imienia. Inną rzeczą jest, czy sąd podzieli nasze zdanie zawarte w pozwie.
Podejmując się jakiejś sprawy, jest pan pewny w stu procentach wygranej?
Nie podejmuję się spraw, co do których byłbym przekonany, że przegram.
Szum medialny, jaki towarzyszy prowadzonym przez pana sprawom, pomaga, bo przyciąga nowych klientów?
Ani mi to nie pomaga, ani nie przeszkadza. Niektórzy klienci nie lubią rozgłosu, a dla innych jest to wręcz zachęta. Szczerze mówiąc, nie widzę żadnej korelacji między liczbą klientów a szumem medialnym wokół mojej osoby.
Ma pan na swoim koncie reprezentowanie szefa MSZ Radosława Sikorskiego, syna premiera Michała Tuska czy posła PO Killiona Munzele Munayamy. Warto bronić polityków?
Mój zawód sprowadza się do tego, że każdy może do mnie przyjść i spytać o moją ocenę. Jeżeli ma szansę wygrać, bo tak mówi moje doświadczenie, to nie wolno mi odmówić podjęcia się tej sprawy. Adwokat jest jak lekarz, nie może odmówić obrony.
Pomagają słowa Donalda Tuska, który tłumaczył, że jest pan skutecznym adwokatem, dlatego będzie pan reprezentował przed sądem jego syna?
Faktem jest, że proces, na razie nieprawomocnie, wygraliśmy.
Doskonale zna pan świat polityki i świat mediów. Trudno uwierzyć, że nagłaśnianie niektórych spraw to przypadek, który nie ma żadnego wpływu na pańską kancelarię.
Nie boję się relacji z mediami. Wyniosłem to doświadczenie z czasów, gdy byłem w rządzie i Sejmie. W związku z tym nie boję się sytuacji trudnych. Wiem, jak unikać pewnych sytuacji, jak nie dać się zmanipulować mediom. Najlepszym przykładem tego, jak można być wyplutym przez media, jest przypadek mec. Rogalskiego. Takich sytuacji trzeba unikać.
A czy nie jest tak, że mec. Rafał Rogalski, udzielając dużego wywiadu, w którym dystansuje się do swojego byłego klienta, strzelił samobója?
Oczywiście, że tak. To nie ulega wątpliwości. Adwokat nie może robić czegoś takiego. Można wypowiedzieć komuś pełnomocnictwo, jeżeli klient prowadzi inną linię obrony niż adwokat, ale nie można publicznie atakować czy krytykować swojego klienta. Tu wychodzi brak doświadczenia pana Rogalskiego w relacjach z mediami. Dzięki obecności w mediach można oczywiście zyskać rozgłos, ale równie dobrze coś można stracić. Trzeba bardzo uważać.
Wygląda na to, że pan lubi rozgłos i w tych najgłośniejszych konfliktach polityków z mediami pan występuje. Z czego to wynika?
Proszę ich o to pytać. Ja do nikogo nie dzwonię z ofertą. Nigdy tak się nie zdarzyło.