Pamiętam moją kochaną babcię, która karmiła obiadem całą rodzinę, a sama jadła wtedy, gdy już wszyscy zjedli, na końcu. Dotarło do mnie po latach, że stawiała siebie, nawet swój głód, na ostatnim miejscu. Przede wszystkim żywiła rodzinę.
I służyła rodzinie.
A ja z kolei zawsze wiedziałam, że jestem wystarczająca dla siebie. Ale miałam inny problem: z odrzuceniem i porzuceniem. To była moja życiowa lekcja, którą teraz skończyłam odrabiać. Wiele rzeczy robiłam w swoim życiu z tego poczucia odrzucenia: wchodziłam w toksyczne relacje, zwłaszcza damsko-męskie, które sprowadzały mnie do parteru. Czyli byłam odrzucana, porzucana, bo nie spełniałam czyichś oczekiwań, bo już wyczerpał się mój potencjał, którym mogłam obdarować partnera. Jakoś często trafiałam na takich, którzy wyciskali mnie jak cytrynę, co zresztą sama im oferowałam.
Kiedy już wycisnęli mnie do ostatniej kropli, ogarniała mnie rozpacz: „Czym ja sobie na to zasłużyłam?”. I wreszcie zrozumiałam, przyjęłam tę trudną lekcję. „Kochana, ty zacznij teraz dbać o siebie. Jesteś kompletna. Ale dopóki ty będziesz siebie odrzucać i porzucać, dopóty będą tak robić różni ludzie”.
Iwona Guzowska o ojcu alkoholiku i patriarchacie
Uczysz kobiety rozpoznawania toksycznych zachowań?
Na warsztatach trenowania mocy każda ma szansę nauczyć się czegoś innego, bo o sobie. Oto klucz, bo ja nie wiem, jakiej mocy ty potrzebujesz. Ty to wiesz! A ja mam walizkę z narzędziami. Więc wyciągamy te narzędzia, pokonujemy drogę do samopoznania, a przede wszystkim odrzucamy mechanizmy wyparcia. Uczymy się akceptacji. „Uznaj, że tak jest, zaakceptuj to i przyjmij jako swoje”, proszę każdą uczestniczkę. Dopiero wtedy możesz ruszyć, a nie wypierać fakty. Czyli obwiniać o swoje niepowodzenia rodziców, partnerów itd.
Nie obwiniałaś nigdy rodziców?
Nie! Przecież mogłabym żyć na skraju wykluczenia, siedzieć w kącie, utyskiwać na los, użalać się nad sobą i miałabym legitymację społeczną do takiego zachowania. Ale nigdy tak nie robiłam, bo przyszłam na świat z tym darem mocy, siły, o którym rozmawiamy.
Nigdy nie ukrywałam mojej osobistej historii. Zauważyłam, że dzięki temu wiele osób przy mnie zaczyna śmielej otwierać umysły, a później serca. Rozwijają skrzydła, kiedy przestają się wstydzić swojej historii, która stała się ich kajdanami.
Jestem przykładem tego, że można mówić z ogromnym szacunkiem o ojcu, który jest alkoholikiem, o przemocy w domu. Mówić z akceptacją, ze zrozumieniem, bo przecież alkoholizm to choroba. Wiele kobiet jednak znosi to bez skargi, w cichym cierpieniu, z powodu rany patriarchatu, która w nas siedzi od wieków.
Na czym polega rana patriarchatu?
To jest nasza rana kobieca, której źródłem stał się patriarchat. Dzieje się tak dlatego, że na przestrzeni wieków stałyśmy się w rękach mężczyzn narzędziem. Gwałty, mordowanie rytualne kobiet i dzieci to było jedno z najskuteczniejszych narzędzi na wycięcie w pień danej społeczności, na zatrzymanie przepływu krwi w następnych pokoleniach.
A przecież to kobiety na samym początku naszej cywilizacji tworzyły trzon, fundament społeczności. To kobiety żyły razem, wspierały się, decydowały. Ale przyszedł mężczyzna i po prostu położył na tym łapę. On też w związku z tym ma swoje rany na poziomie kolektywnym. Tyle że to my wciąż jesteśmy bardziej potłuczone i poranione.
Na szczęście odradza się nasza moc kobieca, zaczynamy wierzyć w to, że mamy siłę, stajemy się swoim wsparciem. Ty to robisz, tworząc tę książkę. I ja to robię, organizując warsztaty mocy. Kolejnym zjawiskiem jest to, że wreszcie zaczynamy mówić stop rywalizacji o faceta. Przez setki lat to on był trofeum, bo postawił się na tronie. Ale lepiej, abyśmy zaczęły doceniać kobiecość u jej źródła, czyli czystą moc.
Pamiętajmy, że kobiecość to jest moc potężna. W wielu prastarych, pradawnych kulturach, jak ludy Ameryki Północnej i Południowej, była przecież Matka Księżyc. Jesteśmy władczyniami nocy, mocy. Woda, niezbędna do życia, to też energia kobieca, czyli cały ogromny obszar naszego życia. Podobnie jak eteryczność…
Iwona Guzowska o "rozwrzeszczanych feministkach"
Zaczęłaś niedawno tworzyć obrazy, w których jest i moc, i eteryczność.
Już wszystkie obrazy znalazły dom, ale mogę ci je pokazać, mam zdjęcia każdego z nich w telefonie. Te moje obrazy deprecjonował ktoś, kogo kochałam. I dopiero jak zaczęły się sprzedawać, to powiedział „Wow!”.
Na twoich obrazach jest sporo mocy, symboliki, nawet magii i odwołań do kosmosu. Pomówmy o kobiecym wojowaniu. Nie chodzi o to, żeby się nawalać, tylko działać mądrze.
Tak, nie podobają mi się te rozwrzeszczane w pejoratywnym wymiarze feministki: te kobiety z jednej strony powalczyły, a z drugiej zdewastowały same siebie.
Chyba często nie lubią innych kobiet.
Bo same siebie nie lubią. I tej pozycji, w której czują się zdeptane, uległe. To wzbudza w nich agresję. A skoro ich kobieca istota jest osadzona na męskiej energii, to walczą po męsku i zaprzeczają tym samym sobie. Stają się zjadliwe, sfrustrowane, agresywne, a nie tędy droga.
Ale przecież wszyscy jesteśmy ludźmi. Popełniamy błędy, robimy głupoty, kierujemy się emocjami, ambicjami, marzeniami i… złudzeniami, iluzjami.
Takie spotykałaś na ringu?
Na poziomie mistrzowskim dziewczyny, z którymi walczyłam w boksie zawodowym, chyba poza jednym wyjątkiem, były wspaniałe. Nadal mam z nimi kontakt. A w czasie walki obowiązuje czysty profesjonalizm. Miałam wielki honor walczyć ze wspaniałymi wojowniczkami, które miały też swoje marzenia, pragnienia i zazwyczaj, podobnie jak ja, ciężko pracowały na to, aby wejść do ringu i toczyć ostre pojedynki.
Wojowniczki z ringu też często mają duże trudności w życiu?
Na pewno, ale my wszystkie nie musimy mieć traumatycznego dzieciństwa, aby walczyć zawodowo. Nie musimy mieć aż tak ekstremalnej historii jak moja.
W jednym z wywiadów stwierdziłaś, że czasami „trzeba się rozpaść na milion atomów, żeby się wznieść”. Ale ja mam taką refleksję, że niektórych to rozpadanie się może jeszcze bardziej wgnieść w ziemię.
Kiedy tak się dzieje, trzeba poszukać pomocy specjalistycznej. To najmądrzejsza rzecz, którą możemy zrobić. Korzystajmy z zasobów! Często powtarzam kobietom: „Nie wstydź się swojej historii, nie wstydź się miejsca, w którym jesteś. Weź sto procent odpowiedzialności za to, gdzie się znalazłaś i w jakiej jesteś sytuacji. I zrób coś z tym: poproś o pomoc, nie stawiaj się w roli ofiary!”.
Wojowniczka nie zawsze musi sama wojować?
Wręcz przeciwnie. Jesteśmy predystynowani do życia w społeczności. I żeby tę społeczność tworzyć, czerpać z niej, nie odwracajmy się od ludzi. Owszem, rodzimy się sami: przechodzimy przez matczyny kanał rodny w pojedynkę. Sami też przenosimy się z tego życia gdzieś do wszechświata. Ale przez całe życie mamy obok siebie innych.
Iwona Guzowska o swoim synu i macierzyństwie
Sięgałaś po pomoc?
Mam cudowną przyjaciółkę. Jak trzeba, zadzwonię do niej i sobie po prostu pogadamy. Ona zawsze przypomina moje słowa z przeszłości i przywraca mnie na właściwe tory: „Iwona, ty pamiętasz, jak mi mówiłaś to i to?”. A ja: „Racja, dziękuję”.
I mam wspaniałego syna Wojtka, który jest jak mędrzec. On w rozmowie zadaje mi na przykład pytania: „Mamo, rozumiem, a co ty teraz z tym zrobisz?”. Albo: „Dlaczego ty się jeszcze z tym męczysz, nie odpuścisz tego czy tego?”. A ja tłumaczę, że potrzebuję jeszcze czasu. Na co on: „OK. Jedyne, co mogę zrobić, to zaakceptować to. Ale pamiętaj, że jeżeli trzeba, wezmę urlop. Przyjadę, pomogę ci w tym, czego potrzebujesz”.
Co za wsparcie! Myślę, że jest taki także dzięki mamie wojowniczce. Ktoś go urodził.
…i ktoś przed laty podjął decyzję, żeby nie usuwać tej ciąży. Mam ten wspaniały dar, jakim jest mój syn i macierzyństwo. Co jeszcze jest niesamowite, to to, że w trudnym momencie mojego życia jak grzyby po deszczu zaczęli wyskakiwać ludzie, którzy dopytują: „Iwona, potrzebujesz pomocy?”. A ja odpowiadam: „Dziękuję, tak, potrzebuję”. Nie wstydzę się jej przyjmować. Kiedyś to nie było oczywiste. Uważałam, że poradzę sobie ze wszystkim sama. I że proszenie o pomoc jest słabością. Zaciskałam zęby i walczyłam. Kiedy ktoś oferował mi pomoc, zostawał odtrącony. Teraz cieszę się, że nie muszę kopać prywatnych rowów samotnie.
Na tym moim zdaniem polega waleczność. Mądry wojownik, niezależnie od płci, raczej nie walczy. Mądry wojownik sobie żyje, nie wznieca wojen, nie macha szabelką, tylko akceptuje to, co się dzieje, wyciąga wnioski i walki unika…
Iwona Guzowska o stawianiu granic
…a jeśli ktoś zaatakuje?
…to wtedy się uruchamiam mocno. Stawiam granice. O Boże, co za moc się we mnie odpala! Pojawia się atomowa energia, wraz z gniewem, że ktoś mnie atakuje czy nie szanuje. Ja nie biorę jeńców; albo grubo, albo wcale. Stawiam też między osobą, która mnie atakuje, a sobą lustro. Czyli jak ktoś mnie próbuje zniszczyć czy zdyskredytować, jego złość i frustracja uderzają w niego, nie we mnie.
Podoba mi się to stawianie lustra między mnie a wroga. Tylko jak to zrobić?
Wszystko zależy od sytuacji. Jeżeli ktoś jest dla ciebie wredny, obrzuca cię wyzwiskami, po to jest dwoje uszu, żeby jednym wpuścić, a drugim wypuścić. Odwróć się od tego. Zrób analizę własnych możliwości. Nie oczekuj, że coś udowodnisz, bo zwykle nie ma tu dialogu. Na udawadnianie tego, co oczywiste, tracimy za dużo czasu, a zwykle i tak drugiej strony nie przekonamy. Zniżając się do poziomu szamba, niestety sama wpadasz w nie po uszy.
Jeśli walczysz narzędziami, które nie są twoje, niestety polegniesz. Nie zaczynaj więc nimi walki. Jak ktoś cię wyzywa, nie wyzywaj. Uciekaj. Przecież nie o to chodzi, żebyśmy tracili energię życiową, tylko o to, żebyśmy ją odzyskiwali. Przy okazji więc zadbaj o siebie, o wewnętrzne dziecko, które jest w każdym z nas. Czy ono zasługuje na to, żeby słuchać wyzwisk, obelg, żeby doświadczać przemocy w jakiejkolwiek formie: fizycznej, psychicznej, seksualnej? Nie! Zacznij je chronić, zwróć się do wnętrza i tam poszukaj zasobów.
Od kiedy toczysz swoje walki?
W dzieciństwie non stop toczyłam takie walki, o jakich opowiadam. Po to, żeby po prostu przetrwać. Wiesz, jakie najlepiej mi służyły? Czytanie książek, rysowanie, jeżdżenie godzinami na rowerze po ogródkach działkowych, chodzenie w miejsca, gdzie byłam sama. Od zawsze przyroda mnie uzdrawiała i nadal uzdrawia. Korzystajmy z tego zasobu. Kiedy masz problem w relacji, kiedy ktoś kompletnie cię nie rozumie, to nie kłóć się, nie próbuj przeforsować swojego zdania, tylko wyjdź na zewnątrz. Zacznij oddychać. Czasami najlepszą formą zadbania o siebie jest odpuścić. Mam nadzieję, że to, co najtrudniejsze, już mam za sobą.
Magdalena Kuszewska w książce "Wojowniczki. Jak czule zawalczyć o siebie?" zaprasza w niezwykłą, intymną podróż z siedmioma cudownymi bohaterkami, które podziwia nie tylko za dokonania artystyczne, zawodowe czy sportowe, ale także za hart ducha, moc, siłę i pozytywną energię. Przekonajcie się, jak i kiedy rodzi się Wojowniczka.