Viktor Orban gra z Władimirem Putinem, a polski rząd gra z Orbanem. Wizyta węgierskiego premiera przypada tuż po tym, jak Budapeszt odwiedził prezydent Rosji. Dla Putina traktowanego z niechęcią była to okazja, by pokazać, że jeszcze nie całkiem przepadł w Europie i są stolice, gdzie jest witany życzliwe. A to z kolei powód mało życzliwego powitania premiera Węgier nad Wisłą. To dlatego Ewa Kopacz postanowiła odnieść się do wspólnej antyrosyjskiej historii.
Przypominając postać generała Józefa Bema, odwoływała się nie tylko do bohatera dwóch narodów w walce o wolność, ale jednocześnie przywołała tego, z kim walczył. Przeciwnikiem był Iwan Paskiewicz, rosyjski feldmarszałek, sztandarowy okaz ówczesnego imperializmu rosyjskiego. Nie tylko uczestniczył we wszelkich wojnach imperium od napoleońskich przez wojny na Kaukazie, ale - co ważne w wątku polsko-węgierskim - tłumił Powstanie Listopadowe w Polsce i Wiosnę Ludów na Węgrzech. To dosyć czytelna aluzja do obecnej sytuacji, ale tyko aluzja.
Widać, że rząd nie chce występować z otwartą krytyką premiera Węgier, bo potrzebuje jego poparcia wewnątrz Unii i liczy, że w krytycznych chwilach Orban będzie w stanie zaakceptować kolejne sankcje przeciwko Putinowi. Kopacz nie może sobie pozwolić na ostateczną anihilację Grupy Wyszehradzkiej.
Zupełnie inną postawę przyjęło Prawo i Sprawiedliwość. Jak powiedział portalowi wpolityce.pl Mariusz Błaszczak, prezes PiS odmówił spotkania z premierem Węgier. To zupełna zmiana oceny dokonań Orbana, który jeszcze niedawno jawił się partii Jarosława Kaczyńskiego jako strategicznych sojusznik i wzór do naśladowania, a teraz stosunki z szefem węgierskiego rządu są zrywane pod wpływem jego prorosyjskiego zwrotu.
PiS ma jednak kłopot. Możliwe, że Jarosław Kaczyński będzie premierem jesienią i wówczas będzie musiał prowadzić politykę z premierem Węgier. Stanie się wówczas łatwym celem krytyki.