Sędzia Piotr Bojarczuk uzasadnił, że ustalenia sądu pierwszej instancji w tej sprawie były zasadne. Jak dodał nie budzi wątpliwości, że do incydentu doszło, gdy obaj europosłowie pełnili swoje obowiązki służbowe.

Nie znajduje uzasadnienie też, twierdzenie by uderzenia człowieka w policzek różniło się czymś od uderzenia człowieka w dwa policzki. To naruszenie nietykalności cielesnej. Jest pewna granica, której żaden obywatel, niezależnie kim jest, nie może przekraczać. Nie ma na to przyzwolenia - oświadczył sędzia.

Reklama

Europoseł w rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że czuje się trochę pokrzywdzony tym wyrokiem, bo w efekcie to nie on mam satysfakcję moralną tylko Boni. Jak dodał, liczył na uniewinnienie. Powtórzył to co mówił podczas rozprawy apelacyjnej, że jego działanie – „spoliczkowanie Boniego” było aktem dyshonorującym i odpowiedzią, na to, że europoseł nie przeprosił go za swoją wcześniejszą medialną wypowiedź.

Polska potrzebuje, tak samo jak Ameryka potrzebuje, odrobiny sprawiedliwości wymierzanej na miejscu, bez zawracania głowy sądami. Tego typu rzeczy jak policzkowanie, które są czynnością honorową raczej, a nie karną, nie powinny być w ogóle przedmiotem zainteresowania sądów karnych – uważa Korwin-Mikke. Wyraził nadzieję, że Boni - zgodnie z zasadami kodeksu honorowego - nie będzie przyjmowany w dobrych domach.

Wyrokiem usatysfakcjonowani są natomiast pełnomocnicy Boniego. Mec. Piotr Schramm podkreślił, że sąd w pełni podzielił ich argumentację. Dodał, że gdyby sąd przyjął, że nie jest przestępstwem podejście i uderzenie drugiej osoby, tłumaczone jako akt honorowy – to byłoby to przyzwolenie na samosądy. Jak zauważył, sąd jednoznacznie wskazał, że niezależnie od tego kim się jest i jaką się pełni funkcję, nie można naruszać niczyjej nietykalności cielesnej.

Chodzi o incydent podczas zorganizowanego przez MSZ spotkania polskich europosłów. Korwin-Mikke wyjaśniał potem wielokrotnie, że spoliczkował Boniego, bo tak mu obiecał. Kiedy w czasie debaty w sprawie uchwały lustracyjnej (w 1992 r.) Boni wypierał się, że był agentem SB i wyzywał mnie od idiotów, dałem mu słowo i go dotrzymałem. Przyznał się potem, że był agentem, od początku miałem rację - podkreślał. Dodał, że Boni nie przeprosił go za swoje słowa, dlatego zdecydował się na odwołanie do "aktu dyshonorującego".

Wyrok nieprawomocny w tej sprawie zapadł w maju 2017 r. przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Sąd uznał Korwin-Mikkego za winnego przestępstwa z art. 222 par. 1 Kodeksu karnego, który stanowi: "Kto narusza nietykalność cielesną funkcjonariusza publicznego lub osoby do pomocy mu przybranej podczas lub w związku z pełnieniem obowiązków służbowych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 3".

Reklama