Pod protestem w tej sprawie podpisało się już ponad 100 brytyjskich parlamentarzystów, dwa dni temu powstała strona internetowa koordynująca bojkot, a przypadek 55-letniej Nadii Eweidy będzie omawiany na odbywającej się w ten weekend ONZ-owskiej konferencji o przeladowaniach na tle religijnym. I wiele wskazuje na to, że lada chwila klienci zaczną się przesiadać do samolotów innych linii.

Reklama

Sprawa zaczęła się w październiku; dyrekcja British Airways poprosiła wówczas pracownicę odprawy pasażerów na londyńskim lotnisku Heathrow, by zdjęła bądź schowała pod służbowy strój niewielki krzyżyk. Szefowie twierdzili, że noszenie go jest sprzeczne z firmowymi zasadami dotyczącymi ubioru. Nadia Eweida jednak odmówiła wykonania polecenia i zapowiedziała skierowanie sprawy do sądu. Nie zgodziła się również, by przesunąć ją na stanowisko, na którym nie kontaktowałaby się z pasażerami, więc została wysłana na przymusowy, bezpłatny urlop.

"Tylko chrześcijanom zakazuje się okazywania swej wiary. Jestem lojalną i sumienną pracownicą British Airways, ale postanowiłam walczyć o prawa wszystkich obywateli" - powiedziała Eweida, która w brytyjskich liniach pracuje od siedmiu lat.

British Airways cały czas podkreślały, że nie chodzi im jedynie o ten konkretny krzyżyk, bo zakaz dotyczy noszenia w pracy wszelkiej biżuterii. Mimo to decyzja linii wywołała w Wielkiej Brytanii gwałtowną falę oburzenia. Tym większą, że szybko okazało się, iż z tymi samymi korporacyjnymi zasadami ubioru nie są sprzeczne ani muzułmańskie hidżaby ani sikhijskie turbany. Obrońcy praw Nadii Eweidy argumentowali, że sporny krzyżyk trudno uznać za nachalny czy prowokujący, bo ma on nie więcej niż półtora centymetra.

Reklama