Reakcja Moskwy na zatrzymanie rosyjskiego wicepremiera Dmitrija Rogozina w Mołdawii pokazuje, że Rosji zależy na zdestabilizowaniu także tego regionu. A to - zdaniem doktora Andrzeja Szeptyckiego z Uniwersytetu Warszawskiego - byłoby poważnym zagrożeniem dla Ukrainy.

Reklama

Ekspert z Instytutu Stosunków Międzynarodowych mówił w Polskim Radiu 24, że Rosja może chcieć zajść Ukrainę z dwóch stron i dokonać eksportu niestabilności na południe tego kraju. Incydent z Rogozinem świadczy o tym, że Rosji zależy na posiadaniu połączenia lądowego lub lądowo-morskiego z Naddniestrzem, które jest uzależnione od Moskwy. Dlatego - zdaniem eksperta - Ukraina powinna mieć się na baczności.

>>>Wicepremier przemycił do Rosji petycję z Naddniestrza. "Podpisy są już w Moskwie"

Wicepremier Dmitrij Rogozin uczestniczył w obchodach Dnia Zwycięstwa w separatystycznej republice w ramach Mołdawii, Naddniestrzu. Wracając do Rosji, został na krótko zatrzymany na lotnisku w Kiszyniowie. Służby skonfiskowały pudła z petycjami, które Rogozin wiózł do Moskwy. Sąsiednia Rumunia zamknęła natomiast swoją przestrzeń powietrzną dla samolotu, którym leciał rosyjski wicepremier.

Reklama

Incydent spotkał się z ostrą reakcją Rosji. Premier Dmitrij Miedwiediew zagroził, że Mołdawia i Rumunia poniosą konsekwencje swoich działań. Dmitrij Rogozin natomiast napisał na Twitterze, że następnym razem przyleci w tamten region...bombowcem.