- Relacje unijno-amerykańskie zaczynają zabierać i treści, i wagi. Choć do niedawna było bardzo źle - przyznaje Jacek Saryusz-Wolski z Platformy Obywatelskiej. Dodaje, że Ameryka, zwłaszcza ta rządzona przez Baracka Obamę, obracała się plecami do Europy i mówiła, że interesuje ją Pacyfik i Azja. Tymczasem sytuacja zaczyna się zmieniać, a wszystko za sprawą tego, co się wydarzyło na Ukrainie. - Jest nawrót myślenia amerykańskiego o Europie. On się wyraża m.in. w tym, że z opóźnieniem, ale Ameryka obudziła się i zastosowała działania dyplomatyczne i sankcyjne wobec Rosji - dodaje.
- Stany Zjednoczone odwracały się od Europy i Europa odwracała się od Stanów Zjednoczonych. Doszło do tego, że Edwarda Snowdena chciano wybrać w Parlamencie Europejskim na laureata Nagrody im. Sacharowa - przypomina zaś Marek Migalski z Polski Razem Jarosława Gowina. I podkreśla, że dziś wiadomo już z całą pewnością, że bezpieczeństwo europejskie bez współpracy ze Stanami Zjednoczonymi jest kulawe, niepełne.
- Kryzys udowadnia, że w sytuacji ekstremalnej zagrożenia bezpieczeństwaliczyć można na coś twardego, a twarde jest NATO. NATO zaś to Amerykanie - podsumował Saryusz-Wolski. - Jak trwoga, to do USA - dodał Migalski.
Europoseł PO przyznał, że sporo za uszami na również Europa, która w sferze bezpieczeństwa praktykuje jazdę na gapę. - Amerykanie mówią: my nie mamy jeszcze systemu zabezpieczenia społecznego w dziedzinie zdrowia. Wy macie, uważamy, że za duży. Oszczędzacie za to na zbrojeniach, a my mamy za to płacić. Gdzie jest więc logika i sprawiedliwość? - zwraca uwagę Saryusz-Wolski.
Obaj europosłowie zgadzają się, że sprawa ujawnienia przez Edwarda Snowdena treści podsłuchanych przez Amerykanów rozmów i samego faktu inwigilacji, była "nakręcona" i sztucznie napompowana.
- Snowden to jest agent rosyjski. Szum wokół tego był robiony na potrzeby lewicowych mediów. Te same instalacje, które podsłuchiwały Europę, podsłuchują Amerykanów. Ale problemem jest to, że Amerykanie niedokładnie podsłuchali sytuację na Krymie - wytknął.
- Niektórzy polscy posłowie wylądowali tu 10 lat temu i byli uważani za rusofobów. Musiało minąć ileś lat, by zrozumiano, że my nie jesteśmy rusofobami, tylko sowietofobami - przyznał Saryusz-Wolski. - To, co my mówimy i robimy, nie jest spowodowane tym, co myślą i mówią Rosjanie, tylko tym, jak zachowuje się Kreml - wyjaśniał Marek Migalski.