Wikary Tomasz S. tłumaczył, że wpadł na pomysł podrabiania banknotów, gdy na stacji benzynowej wydano mu kilka "fałszywek". Nie wykazał się jednak pomysłowością, bo pieniądze najpierw skanował, a potem drukował na drukarce laserowej - pisze "Polska Gazeta Krakowska".
Na początku wszystko szło jak po maśle. Ksiądz wyprodukował 17 sztuk stu- i pięćdziesięciozłotówek. 14 zdążył puścić w obieg. Wpadł w jednym ze sklepów na Śląsku. Sprzedawca zorientował się, że dostał "trefny" banknot i zaalarmował policję.
Fałszerzowi grozi teraz 25 lat więzienia. Wkrótce ruszy jego proces. Do wydania wyroku biskup sosnowiecki wysłał go na urlop i nie pozwala na kontakty z wiernymi.