Było lato roku 1971, druga w nocy. 22-letni Petit żonglował na bulwarze Montparnasse otoczony grupką fanów. "Pomyślałem: ten chłopak daleko zajdzie" - wspominaAuster. "Następnego dnia otworzyłem gazetę i zobaczyłem go na zdjęciu. Wyglądało, jakby wisiał w powietrzu nad Notre Dame. Trzeba było przyjrzeć się dokładniej, by zobaczyć, że stąpa po linie rozwieszonej między wieżami kościoła."

Reklama

Paryska katedra okazała się zaledwie wstępem. Przez następne lata gazety na całym świecie donosiły o zdobywanych przez Francuza budowlach: Sydney Harbor Bridge (Australia), katedrze w Laon (Francja), wieżowcu przy Plaza Mikado w Akasace (Japonia) i tym najważniejszym - wznoszącym się na 410 metrów nad chodnikami Manhattanu World Trade Center.

Na paryskim bruku

Wspinać się zaczął, mając cztery lata. Jako sześciolatek rozpoczął swoją przygodę z magią. Od magii przeszedł do żonglerki. Zaczęły się wycieczki po paryskich cyrkach. Uczył się nowej sztuczki i znikał. Zamiast stałego zajęcia wolał uliczne kuglarstwo i treningi na stalowej linie. "Od momentu gdy po raz pierwszy na niej stanąłem, po prostu nie mogłem przestać. Chodziłem w tę i z powrotem. Zapominałem o jedzeniu i piciu. Czułem się, jakby moje życie dopiero się zaczęło" - wspomina z egzaltacją.

Jego szkołą była ulica, bo z tych prawdziwych wyrzucano go pięciokrotnie. I trudno się dziwić. "Jedynym pożytecznym zajęciem w szkole było to, że mogłem ćwiczyć na nauczycielach sztuczkę ze znikającymi portfelami" - opowiada Petit. Do dziś ma zresztą smykałkę do takich żartów. "Podczas naszego pierwszego spotkania zademonstrował, jak zabić człowieka, posługując się egzemplarzem magazynu <People>, a przed rozstaniem obrobił mi kieszenie" - wspomina reżyser "Człowieka...” James Marsh.

Plan największego wyczynu Petita, który został później okrzyknięty "artystycznym przestępstwem stulecia”, narodził się w 1968 r. w Paryżu. W przychodni dentystycznej Philippe, przeglądając zalegające w poczekalni gazety, po raz pierwszy zobaczył Twin Towers. Właściwie nie były to nawet jeszcze wieże, a tylko ich projekt. Petit nakreślił na wydartej z gazety kartce kreskę między wieżyczkami i rozpoczął przygotowania.

Skok na World Trade Center
Reklama

Śledził postępy prac budowlanych, trenował i montował ekipę. W jej skład weszli Jean - fotograf, David - muzyk rockowy, Annie - dziewczyna Philippe’a, Mark i Jean-Francois, którzy pomagali Petitowi już przy poprzednich projektach. Wszyscy byli zbuntowanymi dwudziestolatkami, którzy nielegalnymi spektaklami na linie chcieli zapisać się na kartach historii kontrkultury. Akcja przygotowywana była w konspiracji. Kilka miesięcy przed nią Petit przeniósł się z ekipą do Nowego Jorku. Każdego dnia kręcił się w pobliżu WTC. Marzenie linoskoczka nie miałoby jednak szans na spełnienie, gdyby nie znalazł sprzymierzeńca. Barry Greenhouse pracujący w biurze na 82. piętrze pomógł Petitowi sfałszować identyfikatory pracownicze i zapoznał go z rozkładem wnętrz obu wież. Wieczorem 6 sierpnia 1974 r. Petit z kompanami, podając się za ekipę transportową, minął bramkę strażników i wjechał pod sam budynek WTC busem załadowanym metalowym sprzętem.

Nie obyło się bez wpadek. Rozwieszanie diabelnie ciężkiej liny zaczęło się w środku nocy, bo gdy Petit i towarzyszący mu w wyprawie na południową wieżę Heckel dostali się na ostatnie, 110. piętro, okazało się, że na górze warują strażnicy.

Mimo przeszkód powietrzny spektakl zaczął się punktualnie - o 7.15 rano. Francuz wszedł na linę jak zawsze pewny siebie, skoncentrowany i pozostał na niej niemal przez godzinę! Spacerował, wykonywał akrobację, a na dole gromadził się coraz większy tłum gapiów i... policjantów. W swojej karierze linoskoczka Petit był aresztowany 500 razy. Tamtego ranka WTC także opuścił w kajdankach. Zamiast na komisariat zabrano go jednak na badanie psychiatryczne, na którym lekarz stwierdził, że pacjent jest zdrowy na umyśle. Płynące zewsząd pytania:"Dlaczego?”, a raczej "W imię czego” to zrobił, Petit ucinał odpowiedzią: "gdy cyrkowiec widzi dwie pomarańcze, zaczyna nimi żonglować. Linoskoczek patrzący na WTC widzi wyzwanie. Ja mu sprostałem."

Początek spektakularnej kariery był zarazem końcem niezależnego, bezkompromisowego artysty. Przed WTC Petit pokazywał, że motywacją nie musi być kasa, że zamiast wydeptanymi ścieżkami można iść własną. Świat żył zimną wojną, Wietnamem, aferą Watergate, a 25-letni awanturnik łamał zasady i po prostu spacerował po linie. Nie towarzyszyły mu tłumy dziennikarzy, a tylko garstka gapiów i podniecający dreszczyk konspiracji. Po 1974 r. ten dreszczyk zniknął. Pojawiła się za to prawdziwa widownia i wielcy sponsorzy.

Cena sławy

Petit stał się gwiazdą do wynajęcia. Spektakl powietrzny w Nowym Orleanie, spacer na kablu łączącym Palais de Chaillot z drugim poziomem wieży Eiffla na obchodach dwustulecia Francji, przechadzka po ukośnie zwieszonej linie na uroczystościach związanych z 1200. rocznicą miasta Frankfurt. Także wydanie w 2002 r. kolejnej książki opisującej jego przejście między wieżami WTC niewiele miało wspólnego z chęcią podzielenia się przeżyciami. Petit wiedział, że po 11 września wszystko, co było związane Twin Towers, sprzeda się jak świeże bułeczki.

Spełnienie marzeń, i to w młodym wieku, zaciążyło na życiu akrobaty. Sława pozbawiła go przyjaciół. Miłość do podniebnych akrobacji sprawiła też, że ciężko było mu prowadzić normalne życie rodzinne. "Otoczenie zazwyczaj nas nie rozumie" - mówi DZIENNIKOWI Dawid Kaszlikowski, "człowiek pająk”, który wspina się wieżowce bez asekuracji. "Chodzi o sprostanie wyzwaniu. Dla mnie wejście na Marriotta było czymś w rodzaju matury, egzaminu dojrzałości ze wspinania, ale też z życia. Ludzie, którzy podejmują ryzyko uprawiania sportu ekstremalnego, to nie wariaci stąpający na granicy życia i śmierci, prędzej buntownicy" - dodaje.

Czy jest nim wciąż Philippe Petit? Dzięki filmowi Jamesa Marsha po trzydziestu pięciu latach od skoku na WTC znów jest na językach. Nie tylko widzów, ale i producentów z Hollywood. Podobno za wielką, tym razem fabularną produkcję o jego życiu już zabrał się Robert Zemeckis, reżyser "Forresta Gumpa”. Szansę na jeszcze większą sławę daje mu też wizja odbudowy nowojorskich wież. "Gdy zostały zniszczone, czułem się, jakbym stracił muzę" - mówi. 60-letni artysta zapowiada, że odbudowane Twin Towers też zdobędzie.